BILANS 2016 Mediowstręt
Wśród licznych doradców wspierających przeciwników Dużego Opola nie zabrakło ludzi bardzo szeroko rozumianych mediów, czyli tak zwanych dziennikarzy obywatelskich dzielących się swoimi przemyśleniami na portalach oraz byłych dziennikarzy mediów normalnych, którzy z takich czy innych przyczyn (nie muszą prezentować oświadczeń majątkowych, więc trudno ustalić z jakich) postanowili protest wesprzeć. W tych warunkach można by sądzić, że protestujący zadbają o profesjonalny PR i sprawnie wykorzystają media do nagłośnienia swoich racji.
Nic bardziej mylnego. Być może zaważyło to, że Arkadiusz Wiśniewski po raz pierwszy opowiedział o Dużym Opolu na łamach NTO, ale faktem jest, że media stały się dla protestujących wrogiem numer dwa (po tandemie Wiśniewski-Jaki). Praktycznie wszystkim lokalnym mediom zarzucili, że są "tubą ratusza", odmawiali rozmów z opolskimi dziennikarzami, co więcej obrzucali konkretnych dziennikarzy wyzwiskami. Na portalach społecznościowych oraz podczas manifestacji, na przykład tej przed Elektrownią Opole. Bardzo trafnie ocenił to na naszej antenie redaktor naczelny NTO Krzysztof Zyzik, który stwierdził, że protestujący kierują się zasadą "jak nie jesteś z nami, to jesteś przeciw nam". Czyli oczekują, że dziennikarze zapomną o obowiązku bezstronności i będą nagłaśniać wyłącznie argumenty przeciwników powiększenia Opola.
Najbardziej efektownym dowodem medialnej ignorancji protestujących była wielka manifestacja w czasie opolskiego festiwalu. Organizatorzy zapowiadali, że o takiej akcji na pewno donosić będą media w całym kraju. Trudno o większą naiwność. Z góry można było założyć, że TVP, która zjechała do Opola, by zrelacjonować swoją sztandarową imprezę muzyczną, nie będzie pokazywała widzom ludzi, którzy próbują tę imprezę zepsuć. A innych ogólnopolskich telewizji nie było, bo przecież nie przyjadą do Opola opowiadać o Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki robionym przez TVP, skoro mają własne festiwale. O proteście opowiedziały więc tylko lokalne "złe media". Para poszła w gwizdek.
W ostatnich tygodniach protestu przeciwnicy Dużego Opola zmienili strategię i zaczęli z utęsknieniem czekać na reporterów ogólnopolskich mediów, którzy - głównie z powodu głodówki - zaczęli do Dobrzenia Wielkiego przyjeżdżać częściej. Tyle tylko, że raczej nie z miłości do zagrożonej samorządności, bardziej w poszukiwaniu kolejnych "ofiar prawicy". A głodówka na prowincji dobrze wypadała na ekranie jako uzupełnienie relacji z okupowania przez opozycję sali plenarnej na Wiejskiej.
Mieszkańcy Dobrzenia Wielkiego padli ofiarą "syndromu Jaworowicz". Polega on na tym, że ludzie wojujący z lokalną władzą w stanie ostatecznej desperacji grożą urzędnikom: "bo przyjedzie Jaworowicz i zrobi z wami porządek". No i Jaworowicz przyjeżdża, tyle tylko, że robi nie porządek, ale po prostu kolejną "Sprawę dla reportera", po czym wraca do Warszawy. A ludzie zostają ze swoimi problemami i jeszcze bardziej obrażonymi urzędnikami.
Najbardziej efektownym dowodem medialnej ignorancji protestujących była wielka manifestacja w czasie opolskiego festiwalu. Organizatorzy zapowiadali, że o takiej akcji na pewno donosić będą media w całym kraju. Trudno o większą naiwność. Z góry można było założyć, że TVP, która zjechała do Opola, by zrelacjonować swoją sztandarową imprezę muzyczną, nie będzie pokazywała widzom ludzi, którzy próbują tę imprezę zepsuć. A innych ogólnopolskich telewizji nie było, bo przecież nie przyjadą do Opola opowiadać o Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki robionym przez TVP, skoro mają własne festiwale. O proteście opowiedziały więc tylko lokalne "złe media". Para poszła w gwizdek.
W ostatnich tygodniach protestu przeciwnicy Dużego Opola zmienili strategię i zaczęli z utęsknieniem czekać na reporterów ogólnopolskich mediów, którzy - głównie z powodu głodówki - zaczęli do Dobrzenia Wielkiego przyjeżdżać częściej. Tyle tylko, że raczej nie z miłości do zagrożonej samorządności, bardziej w poszukiwaniu kolejnych "ofiar prawicy". A głodówka na prowincji dobrze wypadała na ekranie jako uzupełnienie relacji z okupowania przez opozycję sali plenarnej na Wiejskiej.
Mieszkańcy Dobrzenia Wielkiego padli ofiarą "syndromu Jaworowicz". Polega on na tym, że ludzie wojujący z lokalną władzą w stanie ostatecznej desperacji grożą urzędnikom: "bo przyjedzie Jaworowicz i zrobi z wami porządek". No i Jaworowicz przyjeżdża, tyle tylko, że robi nie porządek, ale po prostu kolejną "Sprawę dla reportera", po czym wraca do Warszawy. A ludzie zostają ze swoimi problemami i jeszcze bardziej obrażonymi urzędnikami.