Za czym kolejka ta stoi?
Felietonistyka bowiem, oprócz zadań prześmiewczych, ma także i kawałek misji, którą można by nazwać „pedagogiką przypominania”.
Cóż można przypomnieć z tamtych ponurych jaruzelskich czasów? Najwdzięczniej przypomina się kolejki.
Gdzieś niedawno usłyszałem kapitalne powiedzenie, że w PRL kolejki stały pod sklepami, a dziś stoją one w sklepach. Wtedy ludzie czekali, aż władza rzuci na półki jakikolwiek towar, dziś – gdy towaru jest w bród – czekają, aż łaskawie podejdzie ktoś do kasy.
Bo jest jak? Wchodzisz do supermarketu i widzisz trzydzieści kas, ale czynne są tylko dwie. Wpadasz na sznycla do markowej hamburgerowni i kisisz się w długiej kolejce, której mogłoby nie być, bo kas tam aż osiem, ale czynna... zaledwie jedna. Podobnie jest w kinach zwanych z powodu mnogości sal projekcyjnych multipleksami, choć gdyby brać pod uwagę małą liczbę otwartych kas, trzeba by je przechrzcić na minipleksy.
Ale to jeszcze nic. Niedawno krajowe media (a pewnie i zagraniczne, wszak to smakowitość lepsza od polskiego rzekomego antysemityzmu) obiegła wiadomość, że we wrocławskiej przychodni na wizytę do endokrynologa trzeba czekać w kolejce aż siedem lat. Najbliższy wolny termin: luty 2020. A ja tu opowiadam studentom, jak mój ojciec stał za PRL w kolejce po kolorowy telewizor aż siedem miesięcy. Cóż miesiące do lat?
Endokrynologia zajmuje się zaburzeniami najważniejszych ludzkich gruczołów: przysadki mózgowej, tarczycy, nadnerczy, jajników. Choroby endokrynologiczne przebiegają często w sposób dynamiczny, nierzadko z zagrożeniem życia. Umawianie się na wizytę za siedem lat jest tym samym, co komunikat, że straż pożarna przyjedzie do płonącej stodoły gdzieś tak pod koniec przyszłego kwartału.
Ale nie to oburza najbardziej. Oto wczoraj w jednej ze śniadaniowych telewizji szefowa NFZ na kraj, Agnieszka Pachciarz, powiedziała, że winni kolejek są... sami chorzy.
Bo zapisują się na zabiegi gdzie się tylko da. No cóż, w stanie wojennym ówczesna propaganda za braki w sklepach też obarczała tych, którzy sterczą w kolejkach. To były tak zwane niebieskie ptaki, które nie chodziły do roboty, tylko wykupywały ze sklepów, co się dało. Dziś rolę propagandy przejęły telewizje śniadaniowe, a niebieskie ptaki sfrunęły schorowane do polskich przychodni.