Skarby jednej szuflady
Macie tak samo? Znacie? To posłuchajcie.
Przede wszystkim przybory do pisania: długopisy, pisaki, mazaki, rzadziej pióra. Na każdym nadruk firmowy tak jakbym był jakimś akwizytorem biurowym, choć z redakcji trudno mnie wyciągnąć wołami. I co drugi nie pisze.
Dalej... ładowarki do komórek. Skąd ich tyle? Czy ja prowadzę jakiś salon sprzedaży? I wszystko to splątane kablami niczym postmodernistyczna technologiczna Grupa Laokona.
A ta gruba książka na dnie szuflady to co takiego? Pomyślałem: „Bracia Karamazow” Dostojewskiego. Nareszcie się odnaleźli. Ale nie, to była instrukcja obsługi kosiarki - w ośmiuset językach.
I dalej: gwizdek, trzy grzebienie, dwie stare pieczątki, rozwiechutane etui na okulary wypełnione pięciogroszówkami i spięte gumką, karty do gry normalne, karty do gry z gołymi paniami, karty do tarota. Przeterminowane tabletki do bólu głowy. Skąd to wszystko się tu wzięło?!
Słuchawki do walkmena, słuchawki do telefonu, słuchawki do empe trójki, słuchawki antyhałasowe. Żadnych nie miałem nigdy na uszach.
Nóż sprężynowy. O zgrozo, gdzie ja go kupiłem i w jakim byłem stanie?
Okulary słoneczne - pięć par, wszystkie połamane. Okulary do nurkowania, gdy ich szukałem szukałem, to ich nie było. Pięć kalkulatorów – każdy z innej parafii i żaden nie działa.
Zawieszki na szyję z rozmaitych festiwali, wystaw, konferencji, targów. Takie wiecie, jakie mają operatorzy kamer na festiwalu w Opolu, co to je obnoszą jak erotyczne talizmany, bo kto ma ich na szyi więcej, ten... wiadomo.
No i pieniądze! Ale nie złotówki skitrane na czarną godzinę, lecz szmelc. Stare pieniądze ze starej Jugosławii, włoskie liry, greckie drachmy, niemieckie marki i hiszpańskie pesos.
Ale najlepszy ubaw daje porządkowanie miliona wizytówek, choć pożera to czas. Czy ja naprawdę poznałem taką armię ludzi? Więc czemu ich nie pamiętam? I po co niektórzy wypisują sobie na wizytówkach takie pocieszne rzeczy? Dlaczego się tak nadymają?
Jutro biorę się za sprzątanie garażu. Tam dopiero będą emocje.
Posłuchaj felietonu: