- Byłem wówczas jedynym członkiem partii - Socjaldemokracji RP. Pozostali koledzy jeszcze do żadnych partii nie należeli, bez względu na to, czy poglądy mieli liberalne, prawicowe czy lewicowe. To był taki społeczny zaciąg fenomenalnych ludzi. Dominowali nauczyciele, ludzie kultury, prawnicy, komornicy, rzemieślnicy, działacze społeczni. To był taki konglomerat, taka łąka kwiecista i to nam się przydało, bo mnogość różnorodnych kompetencji, doświadczeń, składała się na sukces tej rady – wspominał Szteliga.
- Wszyscy wtedy pracowaliśmy społecznie. Otrzymywaliśmy dietę, ale ona wystarczała na jeden posiłek wieczorny w ratuszowym bufecie. Obrady trwały po kilkanaście godzin, a rozpoczynaliśmy je dopiero po dniu pracy. Tylko prezydent Kucharzewski i wiceprezydent Olszewski byli pracownikami etatowymi ratusza. I oczywiście pani skarbniczka – wyjaśniał Jerzy Szteliga.
- Po wyborach 1991 r. zaczął się taniec polityczny. Wybory doprowadziły do tego, że w radzie nastąpiła polaryzacja, pokazano własne poglądy: z jednej strony był Staszek Skakuj ze swoim liberalizmem, z drugiej strony był ortodoksyjny w stosunku do niego Leon Troniewski, późniejszy szef sejmiku, pojawili się członkowie Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a więc zaczęła się już – przepraszam za słowo – jatka polityczna – opowiadał Szteliga.