- To nie jest strajk tylko protest. Nasza akcja strajkowa została zawieszona 26 kwietnia ale jeśli chodzi o akcję protestacyjną to ona trwa i to nie zostało odwołane - mówiła podczas debaty Anna Barucha z opolskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
- Nauczyciele dostali mocno po kieszeni w różnych regionach Polski, niektórzy stracili nawet 2-2,5 tys. złotych. Samorząd reagowały różnie – wskazała Barucha mówiąc, że niektóre z nich umożliwiły odpracowanie straconych pieniędzy poprzez różne zajęcia czy poprze zwiększenie dodatków na dodatkowe prace. – Jesteśmy wdzięczni, że samorząd Opola przyczynił się do tego, natomiast wiele organów prowadzących tego nie uczyniło.
Zarząd Główny ZNP przeprowadził ankietę, która dotyczyła zarówno członków związku jak i osoby niezrzeszone. Kwestionariusz dotyczył w ogóle funkcjonowania edukacji, problemów z jakimi borykają się nauczyciele i jaką formę protestu by zaakceptowali.
W ankiecie wzięło udział 227 tys. osób. –Ponad 55% ankietowanych opowiedziało się za kontynuacją protestu, ale nie strajku. Za takim strajkiem jak poprzednio opowiedziało się dokładnie 18,3% ankietowanych – mówiła Anna Barucha.
Protest polega na tym, że nauczyciele nie wykonują tych czynności których nie muszą, a które do tej pory wykonywali. – Chodzi zarówno o sferę wychowawczo-dydaktyczną czy pod względem finansowym bo np. nauczyciele często dokładają do swojej pracy, przygotowują się na swoich komputerach, płacą za papier czy tusz – mówiła Anna Barucha. Wskazała, że nie ma ustalonego końca terminu protestu.
- My nie badamy tego protestu – mówiła z kolei dr Irena Koszyk, naczelnik wydziału oświaty w Urzędzie Miasta Opola. Jak mówiła pani prezes ZNP ten protest ma dość subiektywną formę, więc ciężko byłoby zbadać skalę. W dużym stopniu to jest wewnętrzna decyzja nauczyciela.
Naczelnik Koszyk wyraziła wątpliwość czy nauczyciele mają czas na analizę statutów, a jeśli nawet to dobrze. – To przecież taka mała konstytucja szkolna, która powinna być znana nauczycielom, rodzicom i uczniom – mówiła Koszyk i dodała, że lepszą formą był już strajk.
– Wtedy mamy przerwane zajęcia, jest jasna sytuacja, że trzeba to odrobić, a moim zdaniem mówienie, że „nie pojadę na wycieczkę” lub „nie poświęcę się” odbije się na miękkich relacjach między uczniem, nauczycielem a rodzicem. Szczerze powiedzawszy nie jestem za tym, bo każdy uczeń przechodzi jakiś etap edukacyjny i dobrze by w miarę możliwości działo się to w dobrej atmosferze, na zasadzie dobrych relacji społecznych – mówiła dr Koszyk.