W Polsce 17,5 procent pracujących, około 2,8 mln osób, to tzw. samozatrudnieni. Teoretycznie to samodzielni przedsiębiorcy, którzy rezygnują z pewnych socjalnych przywilejów (na przykład prawa do urlopu), ale w zamian płacą 19-procentowy podatek liniowy i odprowadzają zryczałtowane niskie składki na ZUS. Jednak zdaniem resortu finansów, część z nich to osoby, które mają tylko jednego kontrahenta, co może świadczyć o tym, że zostali przez pracodawcę zmuszeni do prowadzenia własnej działalności, choć powinni pracować na normalnym etacie. Resort finansów chce to zweryfikować, korzystając z możliwości, jakie daje jednolity plik kontrolny. Bo ten proceder oznacza realne straty dla budżetu.
Zdaniem Grzegorza Kulisia z BCC, fikcyjne samozatrudnienie bywa problemem, ale tego rodzaju analiza, jaką proponuje rząd, jest ryzykowna, bo możliwa jest sytuacja, w której ktoś jest prawdziwym przedsiębiorcą, ale świadomie ma tylko jednego kontrahenta. I jak go potraktują kontrolerzy? Kuliś uważa, że z patologiami należy walczyć inaczej: wprowadzając ujednolicony system umów o pracę.
Grzegorz Adamczyk z Solidarności przypomina, że od 20 lat mamy problem z wypychaniem pracowników z etatów na samozatrudnienie i należy z tą patologią zrobić porządek. A ponieważ sprawa dotyczy niemal jednej piątej pracowników, nie należy jej bagatelizować. Dodaje, że wiele unijnych programów – paradoksalnie – nastawionych było na wspieranie powstawania takich właśnie jednoosobowych firm, których działalność budzi dziś wątpliwości.
Piotr Pancześnik z Kongregacji zwraca uwagę na to, że nowe regulacje mogą blokować rozwój przedsiębiorczości, na co mocno zwraca uwagę minister Jadwiga Emilewicz. Ostrzega też przed elementem nadmiernej uznaniowości – to urzędnicy, nie mając klarownych kryteriów, decydowaliby, kto jest prawdziwym a kto fikcyjnym przedsiębiorcą. Jego zdaniem, to zamach na swobodę działalności gospodarczej.
Mieszane uczucia ma także ekonomista dr Witold Potwora. Zwraca uwagę, że z jednej strony kusi możliwość pozyskania dla budżetu państwa około 1,2 mld zł (takie są szacunki resortu finansów), z drugiej niepokoi ryzyko przyblokowania rozwoju przedsiębiorczości. W jego ocenie, rynek pracownika, z którym mamy do czynienia od jakiegoś czasu, stopniowo wyeliminuje patologie na linii pracodawca – pracownik, bo w tej chwili pracodawcom bardziej zależy na przywiązaniu do firmy pracownika niż pozbawiania go stałej umowy.