Nasz gość zapewnia, że mamy w Polsce system opieki, który obejmuje także kobiety, które nie są pewne, czy sprostają roli matki. Ale ten system musi je najpierw dostrzec.
- To nie jest przecież tak, że pracownicy socjalni chodzą po domach. Ktoś musi się zwrócić o pomoc albo ktoś musi zgłosić, że gdzieś być może dzieje się coś złego. Sprawdzamy nawet anonimowe sygnały – tłumaczył nasz gość.
Jak to wygląda w praktyce? Matka, o której wiadomo, że wcześnie oddała dzieci do pieczy zastępczej, jest objęta szczególną opieką – pracownicy sprawdzają, czy nie potrzebuje jakiejś pomocy (można to nazwać swego rodzaju monitoringiem, choć pracownicy socjalni nie używają takich określeń, bo kojarzą się z kontrolą). I bywa, że matka, która oddała troje dzieci, dla czwartego staje się prawdziwą matką, bo – jak mówi nasz gość – po prostu dorosła do macierzyństwa.
- Dużo dobrego zrobiły kampanie informacyjne, zwracające uwagę na to, że trzeba reagować na incydenty, które wskazują, że komuś może się dziać krzywda – mówi wicedyrektor MOPR. – To ludzkie, że nie wszystkie kobiety radzą sobie z macierzyństwem. Zdarza się, że te, które rodzą w opolskim szpitalu położniczym, pozostawiają w nim dzieci. A kolejka rodzin, które chciałyby adoptować dziecko, jest bardzo długa. Niepokojące jest to, że w tym roku takich przypadków mieliśmy 16 czy 17, dwa razy więcej niż rok temu. Z drugiej strony lepiej, że te matki zostawiają dziecko w szpitalu. Bo alternatywą może być to, co stało się w Ciecierzynie.