Nasz gość to wytrwały bojownik o wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, bo przy JOW-ach, jak przekonuje, polityk musi się liczyć z wyborcami ze swojego okręgu a nie z poleceniami partyjnego lidera.
- W Polsce mamy system, który pozbawia Polaków biernego prawa wyborczego. Zwykły człowiek nie może sam wystartować do Sejmu, musi się dogadać z jakimś partyjnym liderem i trafić na listę - twierdzi Sanocki.
Nasz gość był przed wyborami doradcą Pawła Kukiza, potem nie został jednak przyjęty do jego klubu, bo - jak wspomina - Kukizowi nie spodobały się naciski Sanockiego w sprawie ochrony klubu przed wejściem w partyjne mechanizmy. Nadal twierdzi jednak, że to posłowie ruchu Kukiz '15 (także ci, którzy z klubu odeszli) są najbardziej wartościowymi parlamentarzystami. Wymienia takich posłów jak Marek Jakubiak, Piotr Marzec czy Jacek Wilk, którzy pracują nad nową polityczną inicjatywą.
- Czemu tak ich oceniam? Bo nie zostali przemieli przez partyjną maszynkę, która łamie politykom kręgosłupy i promuje konformistów. Wciąż im na czymś zależy - przekonuje, dodając jednak, że sam Kukiz nie sprawdził się jako lider. - Polityczna efemeryda, jak się okazuje - dodaje.
Nasz gość został właśnie upomniany przez sejmową komisję etyki za to, że o pomyśle burmistrza Nysy Kordiana Kolbiarza napisał, że "tylko dureń" może budować pomnik Piłsudskiego za 750 tys. zł w zadłużonym na ciężkie miliony mieście.
- Moi oponenci znaleźli sposób. Wiedzą, że sąd mnie nie ukarze za wyrażenie opinii i skarżą się do komisji etyki - mówi. - Powiedziałem komisji, że może mnie nawet skazać na zesłanie, byleby nie dalej niż do Władywostoka.