Nasz gość tłumaczy, że mieliśmy tu do czynienia ze zjawiskiem nazywanym przez psychologów społecznym dowodem słuszności.
- W momencie, gdy zrezygnowały Kayah i Kasia Nosowska, dwa wielkie autorytety, szczególnie dla młodych artystów, osoby wyznaczające trendy, z udziału w festiwalu zaczęli rezygnować kolejni. I z pewnością był to rodzaj manifestacji. Polityczne poglądy większości artystów są znane, niewykluczone, że nawet szukali jakiegoś pretekstu, by je zamanifestować. A czemu wcześniej się zgodzili na przyjazd do Opola? Bo przecież zaprosiła ich Maryla Rodowicz! - mówi Grzyb.
Nasz gość przypomina także, że prezydent Opola zerwał umowę z TVP nie pod wpływem nieprawdziwych plotek (prezes Jacek Kurski użył określenia fake news), ale reagując na to, że kolejni artyści odmawiają występu w Opolu. A to, że naraził się w ten sposób swoim politycznym sojusznikom na prawicy, dowodzi - zdaniem Grzyba - że kierował się nie kalkulacjami politycznymi, ale troską o markę festiwalu. Psycholog twierdzi, że wyborcom Wiśniewskiego to działanie się podoba, bo prezydent zachował się w tej sprawie jak prawdziwy gospodarz, który dba o to, co dzieje się na jego podwórku.
Nasz gość rzucił też ryzykowną tezę, że nowy festiwal, firmowany przez Opole, może się obejść bez jakiejkolwiek telewizji. Tłumaczył, że młodzi ludzie coraz rzadziej oglądają telewizję, czego dowodem może być spadająca oglądalność festiwalu.
- Na pewno mamy do czynienia z momentem, w którym można i trzeba się zastanowić, w jakim kierunku opolski festiwal powinien podążać. I z pewnością jest to dla władz Opola ogromne wyzwanie - mówi Grzyb.