Idea jest prosta: pomysłodawcy kontraktu chcą, żeby stosowny obywatelski projekt uchwały został podpisany przez co najmniej 300 opolan (podpisać mogą tylko osoby zameldowane na stałe w stolicy regionu), po czym został uchwalony przez Radę Miasta, co zobowiązywałoby prezydenta Opola, by przy negocjacjach z inwestorami nalegał na spełnienie przez nich określonych warunków (tak zwanych klauzul społecznych).
- Chodzi o to, by pracownicy firm w opolskiej specjalnej strefie ekonomicznej byli zatrudniani na umowy o pracę, byli objęci pakietem socjalnym, mieli szansę na innowacyjne miejsca pracy i zarabiali brutto co najmniej 3200 złotych - wyjaśniają nasi goście.
Skąd taka kwota? Jak tłumaczą Pieszczuk i Pytlik, o zarobkach na takim poziomie mówił w mediach prezydent Wiśniewski już po wygraniu wyborów, przekonując przy tym, że miasto ma narzędzia, by taki efekt uzyskać.
- Jeśli tak, to powinno z tych narzędzi skorzystać - tłumaczą. - Wiemy, że nie wszystko można inwestorowi narzucić, ale chodzi o wytyczne, którymi prezydent winien się kierować przy prowadzeniu biznesowych rozmów. Skoro Opole daje inwestorowi ulgi, niech on się Opolu i opolanom jakoś odwdzięczy.