Białoruś/ Media niezależne: nie uwolniono białoruskich więźniów, bo umowa była między Moskwą i Zachodem
Wśród osób wymienionych na rosyjskich szpiegów i agentów znalazł się – oprócz aktywistów, opozycjonistów, dziennikarzy – Rico Krieger, który został skazany na Białorusi na karę śmierci, a następnie ułaskawiony przez Alaksandra Łukaszenkę.
"To były negocjacje z Moskwą i Mińsk w nich nie uczestniczył" – powiadomiła służba prasowa Cichanouskiej.
Wymiana w celu wyzwolenia przewiduje, że można jej dokonać w zamian za kogoś lub coś. I to różni białoruską sytuację od rosyjskiej.
Doradcy Cichanouskiej mówili z kolei w mediach, że ponieważ na Zachodzie nie są zatrzymywani ludzie ważni dla reżimu Łukaszenki, to nie ma argumentów do rozmowy z Mińskiem.
Z kolei udział białoruskiego dyktatora w wymianie pomiędzy Zachodem i Mińskiem media komentują jako czysto służebny – Alaksandr Łukaszenka wykonał polecenia z Kremla, związane z Rico Kriegerem.
W Ankarze odbyła się w czwartek największa od czasów zimnej wojny wymiana więźniów między Rosja i krajami Zachodu - podkreślają międzynarodowe agencje. Jak poinformował turecki serwis Anatolia, operacja objęła 24 osoby z więzień w siedmiu krajach, w tym w Polsce, oraz dwoje dzieci.
Jak przekazały tureckie władze, 10 osób, w tym dwie osoby nieletnie, relokowano do Rosji, 13 do Niemiec, trzy do USA. Objęto wymianą osoby z więzień w USA, Niemczech, Polsce, Słowenii, Norwegii, Rosji i Białorusi.
W zamian za wydostanie "z Zachodu" swoich ludzi Władimir Putin oddał przetrzymywanych de facto jako zakładników więźniów politycznych, w tym opozycjonistów i dziennikarzy. Wśród nich jest dziennikarz "The Wall Street Journal" Evan Gershkovich, który - zdaniem komentatorów - został zatrzymany pod zarzutem "rzekomego" szpiegostwa właśnie po to, by Kreml mógł naciskać na USA. Również niemiecki obywatel Rico Krieger, który został skazany na Białorusi na karę śmierci, a następnie ułaskawiony przez Aleksandra Łukaszenkę, był według komentatorów celowo wciągnięty w operacyjną grę, by umożliwić Kremlowi presję na Berlin.
rsp/san