Wimbledon - wyjątkowy turniej, który wygrać chce każdy
W wielu sportach są zawody, które obrastają legendą, których wygranie znaczy dla zawodników nieco więcej niż gdzie indziej. Kolarze wyjątkowo cenią Tour de France, kierowcy Formuły 1 Grand Prix Monako, alpejczycy zjazd Streif w Kitzbuehel, a skoczkom narciarskim wyjątkową przyjemność sprawia triumf na mamucie w Planicy.
W tenisie, choć wielkoszlemowe imprezy są cztery, najważniejszy stał się Wimbledon. Tylko o ile jazda w Tour de France nie różni się specjalnie od ścigania w Giro d'Italia, to gra na londyńskich kortach trawiastych jest specyficzna.
Wimbledon zaczyna się zaledwie trzy tygodnie po French Open, gdzie gra się na kortach ziemnych. Dla porównania, przed turniejem w Paryżu tenisiści mają około sześciu tygodni rywalizacji na mączce. Resztę kalendarza zajmują korty twarde.
W dodatku mało który zawodnik dorasta mając regularny kontakt z trawistą nawierzchnią. Piłki odbijają się na niej niżej. Zupełnie inaczej wygląda poruszanie się po korcie, bo bardzo ograniczone są doślizgi. Wyjątkowymi atutami stają się mocny serwis i gra przy siatce.
A jednak mimo całej specyfiki to właśnie wygranie Wimbledonu jest symbolem potwierdzenia swojej wielkości. Nie wszystkim się to jednak udało. Ivan Lendl ma w dorobku osiem wielkoszlemowych tytułów, ale żadnego w Londynie. W pogoni za nim potrafił nawet zrezygnować ze startu we French Open.
"Próbowałem wiele razy, ale się nie udało. Kropka. Żyję w zgodzie z tym" - powiedział kilka lat temu urodzony w Ostrawie dwukrotny finalista Wimbledonu.
Dziewięć Wielkich Szlemów, ale bez Wimbledonu, ma Monica Seles, a po siedem Justine Henin i Mats Wilander.
Iga Świątek ma na razie pięć - cztery w Paryżu i jeden w Nowym Jorku. Wimbledon również chciałaby wygrać, ale na pewno nie zdecyduje się na takie poświęcenie jak Lendl.
"Jeśli będę musiała wybierać między kortami ziemnymi i trawiastymi, to zawsze wybiorę ziemne" - przyznała.
Polka z racji dominacji na mączce już jest porównywana do Rafaela Nadala. Hiszpan aż 14 razy wygrał w Paryżu i to miejsca stało się dla niego wyjątkowe, ale dwukrotnie był też najlepszy w Londynie.
"Marzeniem było zagrać na tym korcie, w moim ulubionym turnieju, ale zwycięstwa nigdy sobie nie wyobrażałem. Mam wygraną tutaj, jest to dla mnie bardzo ważne" - powiedział po pierwszym tytule w Wimbledonie, gdy w dorobku miał też już cztery we French Open.
Wimbledon swoje dziedzictwo i prestiż buduje od 1877 roku. Choć teraz z trawiastymi kortami wygląda w kalendarzu na wybryk, to kiedyś tak nie było. US Open na trawie rozgrywany był do 1974 roku, a Australian Open do 1987.
Kolejne pokolenia dorastają więc już w zupełnie innej rzeczywistości, ale dla wielu zawodników od dziecka tenisowym, ikonicznym obrazkiem jest triumf ich idola na trawie. Najwięcej tytułów w Londynie - osiem - wywalczył Roger Federer, którego od zawsze podziwiał Hubert Hurkacz.
"Od małego starałem się oglądać Rogera tak dużo, jak tylko to było możliwe. Potem zacząłem realizować własne marzenia i grać z najlepszymi" - przyznał 27-letni wrocławianin, który w tej edycji Wimbledonu znajduje się w gronie faworytów.
Siedem razy Wimbledon wygrał Novak Djokovic. Serb ma swój rytuał po każdym triumfie - zjada kilka źdźbeł trawy.
"Z emocji nie wiedziałem, co robić. To było niesamowite uczucie i spróbowanie trawy wyszło spontanicznie. Smakowała naprawdę dobrze" - wspominał pierwszą konsumpcję w 2011 roku.
Wyjątkowość Wimbledonu jest trudna do opisania nawet dla samych zawodników. Chyba najlepiej zrobił to Australijczyk Rod Laver.
"Tylko aktor na Broadwayu, śpiewak w La Scali i tancerz w Teatrze Bolszoj rozumieją, co czuje tenisista na Wimbledonie" - napisał w swoich wspomnieniach czterokrotny triumfator w Londynie.
Wimbledon wyjątkowy jest też dla kibiców, których każdego dnia przychodzi kilkadziesiąt tysięcy. Część nocuje w namiotach w pobliskim parku. Na terenie kompleksu elegancję i luksus widać na każdym kroku. W poniedziałek już przy okazji pierwszych meczów na trybunach pojawiły się sławy, a wśród nich były piłkarz David Beckham. Świątek i Hurkacz do gry przystąpią we wtorek.
Z Londynu - Wojciech Kruk-Pielesiak. (PAP)
wkp/ krys/