Roboty publiczne sposobem na walkę z bezrobociem?
- Problem jest taki, że ile byśmy tych środków nie zdobyli, to nie mamy pracodawców, na rzecz których moglibyśmy przygotowywać do pracy naszych bezrobotnych - tłumaczy Kolbiarz.
Nowo wprowadzony system robót publicznych jest szansą na zatrudnienie w powiecie nyskim. Bezrobocie tam jest najwyższe w regionie, bo wynosi ponad 24 procent, a bez pracy pozostaje 11 tysięcy osób.
- Gdybyśmy w powiecie nyskim byli w innej sytuacji gospodarczej, to pewnie o tych robotach nikt by nie pomyślał. Natomiast w sytuacji, kiedy bezrobocie jest tak ogromne, to roboty publiczne są jedyną szansą na to, żeby bezrobotni mieli jakąkolwiek pracę, stąd też decyzja starosty była taka, żeby taką formę zatrudnienia uruchomić. Odzew jest bardzo dobry. Ci, którzy faktycznie szukają pracy, cieszą się z tego, że wreszcie ktoś na nich spojrzał - mówi dyrektor nyskiego pośredniaka.
- Jednak robotami publicznymi budzimy też popłoch. Wiem, że wracają ludzie z zagranicy tylko po to, by próbować się od tych robót wymigać. Czy te roboty mają sens? Burmistrzowie i wójtowie, którzy z tego korzystają, na pewno potrafią sensownie wykorzystać pracę na rzecz gminy, w których bezrobotni mieszkają. Chodzi o prace porządkowe, remontowe, budowlane - dodaje dyrektor Kolbiarz.
Osoby długotrwale bezrobotne w ramach robót publicznych mają obowiązek przepracować miesiąc lub dwa na rzecz swojej miejscowości, otrzymując za to 1000 zł na rękę. Okazuje się, że są gminy, gdzie brakuje chętnych.
Marzena Śmierciak (oprac. BO)