Udział polskich firm transportowych w europejskim rynku cały czas rośnie. Polscy kierowcy nie boją się wyzwań
- Pracujemy wydajnie i nie boimy się wyzwań - powiedziała w "Loży Radiowej" Józef Stelmachowski, prezes Opolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych. Udział polskich firm transportowych w europejskim rynku cały czas rośnie.
- W 2004 roku było w naszym kraju 9 tysięcy firm przewozowych, a w 2018 roku już 35 tysięcy - dodaje gość Radia Opole. - Polski transport przewozi dzisiaj 31 procent ładunków w Europie. 2 lata temu było to 28 procent, w zeszłym roku 29 procent. Udział ten wzrasta wprost proporcjonalnie do rozwoju przemysłu. Jesteśmy zadowoleni, że właściwie nie jesteśmy hamulcowym w procesach produkcyjnych, bo to, co wynika z produkcji, co znajdzie się na rynku, jesteśmy w stanie przewieźć.
- Część krajów Unii Europejskiej chce wprowadzić przepisy, które ograniczą nasz udział w transporcie - dodaje Józef Stelmachowski. - Oczywiście nie ma takiego działania wprost - my wam postawimy szlaban, żebyście tam nie jeździli. Ale działanie jest troszeczkę bardziej wyrafinowane, polegające na przykład na tym, że wprowadzimy takie przepisy, z którymi polscy przewoźnicy mogą mieć kłopoty. Jeżeli wprowadzi się pakiet socjalny czy ustalenia związane z pracownikami delegowanymi, to nasze firmy tych kosztów po prostu nie wytrzymają.
Przeciwko tym przepisom występuje nie tylko Polska, ale także kraje Europy Środkowo-Wschodniej, Irlandia, Belgia i Holandia.
Zgodnie z proponowanymi przepisami, transport międzynarodowy miał być objęty rygorystycznymi przepisami o delegowaniu pracowników. Chodzi o ustaloną płacę minimalną plus wszystkie dodatki obowiązujące w kraju, w którym realizowane są przewozy. Ponadto, proponuje się zaostrzenie zasad przeładunku, czasu jazdy i odpoczynku kierowców.
Dla Polski te przepisy to sprawa kluczowa, bo nasz kraj ma jedną z największych flot transportowych w Unii Europejskiej. Zaostrzenie przepisów spowodowałoby wzrost kosztów i biurokratycznych wymogów i uderzyło w nasze firmy przewozowe.
- Część krajów Unii Europejskiej chce wprowadzić przepisy, które ograniczą nasz udział w transporcie - dodaje Józef Stelmachowski. - Oczywiście nie ma takiego działania wprost - my wam postawimy szlaban, żebyście tam nie jeździli. Ale działanie jest troszeczkę bardziej wyrafinowane, polegające na przykład na tym, że wprowadzimy takie przepisy, z którymi polscy przewoźnicy mogą mieć kłopoty. Jeżeli wprowadzi się pakiet socjalny czy ustalenia związane z pracownikami delegowanymi, to nasze firmy tych kosztów po prostu nie wytrzymają.
Przeciwko tym przepisom występuje nie tylko Polska, ale także kraje Europy Środkowo-Wschodniej, Irlandia, Belgia i Holandia.
Zgodnie z proponowanymi przepisami, transport międzynarodowy miał być objęty rygorystycznymi przepisami o delegowaniu pracowników. Chodzi o ustaloną płacę minimalną plus wszystkie dodatki obowiązujące w kraju, w którym realizowane są przewozy. Ponadto, proponuje się zaostrzenie zasad przeładunku, czasu jazdy i odpoczynku kierowców.
Dla Polski te przepisy to sprawa kluczowa, bo nasz kraj ma jedną z największych flot transportowych w Unii Europejskiej. Zaostrzenie przepisów spowodowałoby wzrost kosztów i biurokratycznych wymogów i uderzyło w nasze firmy przewozowe.