Kredyty we frankach to bomba z opóźnionym zapłonem
Zdaniem dr. Ireneusza Dąbrowskiego, można mówić o ofiarach pewnego systemu pożyczkowego z 'frankiem' w tytule, ale bez franka w rzeczywistości, gdyż realnie przeliczano tylko zobowiązania w złotówkach na szwajcarską walutę.
W wielu przypadkach z pominięciem pewnej ostrożności - twierdzi nasz gość - banki decydowały się na udzielenie kredytu, wiedząc, że to na dłuższą metę bardzo opłacalne.
- Łączna wysokość kredytów we frankach stanowi zagrożenie najpierw dla systemu bankowego, później dla całego systemu finansowego i wreszcie rynku nieruchomości dokładnie tak samo, jak miało to miejsce w USA w przypadku kredytów sub-prime - ocenia Dąbrowski. -Tam też nie doceniono ryzyka, czego konsekwencje były odczuwalne nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w ogólnym wyhamowaniu koniunktury na świecie.
Przy kredytach w złotówkach klient ma w przybliżony sposób określoną stopę procentową, wg. której zwraca pieniądze.
W przypadku pożyczek w innych walutach dochodzi zbyt wiele, mocno nieprzewidywalnych, czynników nie związanych z naszą sytuacją gospodarczą , co znacznie zwiększa ryzyko wzrostu zobowiązań.
Zdaniem ekonomisty, błędem byłoby ratowanie sytuacji poprzez pieniądze wszystkich podatników. Ustawa, która nakazywałaby przewalutowanie kredytów w oparciu o kurs w momencie zaciągnięcia zobowiązania, najpewniej jednak szybko trafiłaby do Trybunału Konstytucyjnego.
Druga ścieżką wyjścia z impasu jest w odczuciu dr Dąbrowskiego droga sądowa, czyli dochodzenie praw np. w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości lub w polskich sądach.
Posłuchaj także Loży Radiowej
Oprac: Jacek Rudnik