KPR Gwardia Opole awansowała do 3. rundy Pucharu EHF! Przepiękne zwycięstwo z Benficą Lizbona
Gwardia miała bardzo trudne zadanie przed tym meczem. Musiała nie tylko wygrać z Benficą Lizbona, ale również dokonać tego z przewagą czterech bramek. Opolanie wykonali swoje zadanie wzorowo i pokonali w rewanżu utytułowaną drużynę z Portugalii 26:21. Tym samym gwardziści zapewnili sobie historyczny awans do 3. rundy Pucharu EHF.
Przed tym meczem najbardziej w awans wierzyli sami zawodnicy. W wywiadach zapewniali, że są w stanie wygrać spotkanie różnicą czterech bramek. Potrzebowali tego, bo pierwszy mecz w Lizbonie przegrali 24:28.
Jeżeli byli kibice, którzy nie do końca wierzyli w sukces opolan, to zaczęli po pierwszych minutach meczu. W 20. minucie dzięki kapitalnej dyspozycji bramkarza Adama Malchera i dobrej grze w kontrataku, nasi wyszli na prowadzenie 9:6. Niestety wtedy coś się zacięło w szeregach Gwardii i Benfica nie dość, że wyrównała to jeszcze wygrała pierwszą połowę 12:10.
Poziom trudności zadania do wykonani w drugiej połowie jeszcze bardziej wzrósł. Gwardziści jednak szybko wyrównali i rozpoczęli ucieczkę rywalowi. Adam "Jogi" Malcher był nie do przejścia, a po trafieniu Jankowskiego w 42. minucie na 17:13, nasi nie tylko uwierzyli, ale wiedzieli, że mogą sprawić potężną niespodziankę.
Wszystko mogła zepsuć kontuzja rewelacyjnie dysponowanego Adama Malchera na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem. Na szczęście groźnie wyglądające skręcenie kostki nie przeszkodziło Malcherowi w dalszej grze, a Gwardia się tylko rozpędzała. Kiedy po trafieniu Patryka Maura opolanie wyszli na prowadzenie 22:16, niemal komplet publiczność wstał ze swoich miejsc i czekał na ostatni gwizdek. Co prawda szczypiorniści z Opola trochę się pogubili w ostatnich sekundach i stracili 8 bramkowe prowadzenie, ale nie przeszkodziło im to w zwycięstwie 26:21.
- Nieprawdopodobnie się cieszę - mówił po meczu jeden z bohaterów, Adam Malcher. - Cały czas wierzyłem, że możemy to wygrać. Chciałem podziękować rewelacyjnej publiczności, która tak głośno nas dopingowała do ostatnich sekund. Teraz musimy mieć teraz odrobinę szczęścia w losowaniu w następnej rundzie - dodał bramkarz.
Jeżeli byli kibice, którzy nie do końca wierzyli w sukces opolan, to zaczęli po pierwszych minutach meczu. W 20. minucie dzięki kapitalnej dyspozycji bramkarza Adama Malchera i dobrej grze w kontrataku, nasi wyszli na prowadzenie 9:6. Niestety wtedy coś się zacięło w szeregach Gwardii i Benfica nie dość, że wyrównała to jeszcze wygrała pierwszą połowę 12:10.
Poziom trudności zadania do wykonani w drugiej połowie jeszcze bardziej wzrósł. Gwardziści jednak szybko wyrównali i rozpoczęli ucieczkę rywalowi. Adam "Jogi" Malcher był nie do przejścia, a po trafieniu Jankowskiego w 42. minucie na 17:13, nasi nie tylko uwierzyli, ale wiedzieli, że mogą sprawić potężną niespodziankę.
Wszystko mogła zepsuć kontuzja rewelacyjnie dysponowanego Adama Malchera na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem. Na szczęście groźnie wyglądające skręcenie kostki nie przeszkodziło Malcherowi w dalszej grze, a Gwardia się tylko rozpędzała. Kiedy po trafieniu Patryka Maura opolanie wyszli na prowadzenie 22:16, niemal komplet publiczność wstał ze swoich miejsc i czekał na ostatni gwizdek. Co prawda szczypiorniści z Opola trochę się pogubili w ostatnich sekundach i stracili 8 bramkowe prowadzenie, ale nie przeszkodziło im to w zwycięstwie 26:21.
- Nieprawdopodobnie się cieszę - mówił po meczu jeden z bohaterów, Adam Malcher. - Cały czas wierzyłem, że możemy to wygrać. Chciałem podziękować rewelacyjnej publiczności, która tak głośno nas dopingowała do ostatnich sekund. Teraz musimy mieć teraz odrobinę szczęścia w losowaniu w następnej rundzie - dodał bramkarz.