Opolscy hokeiści szykują się do sezonu
- Strategia i założenia były takie, że najpierw okres siedmiu tygodni mocnych przygotowań bez lodu, później dziesięć dni przerwy i dopiero w tym momencie moglibyśmy się zapoznać z lodem przez kilka dni i potem już ofensywne treningi. Jest jak jest, musimy się do tego dopasować. Remont na Toropolu był potrzebny i o tym wszyscy wiedzą. Jeśli wyszły jakieś dodatkowe rzeczy, które trzeba poprawić, to trzeba zacisnąć zęby i to zrobić. Lodowiska na szczęście są też dookoła nas w innych miastach i przez jakiś krótki okres najprawdopodobniej poradzimy sobie z tym problemem – mówi prezes Orlika, Dariusz Sułek.
- Cała podstawa zespołu zostaje w drużynie. Odchodzi jeden z naszych najmocniejszych punktów czyli John Murray, który był znany z tego, że jeździł po świecie, próbował sił w każdej lidze, nie zostawał nigdy dłużej, więc nie można mu się dziwić, że wyjechał. Dwie piątki wychowanków, na których głównie opierała się gra, zostają. Jesteśmy dumni i bardzo zadowoleni, że możemy grać w Opolu i reprezentować Orlik. Nawet jak wyjechałem do Krakowa to moim marzeniem było, żeby tu wrócić i grać na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce i udało się. Prezesi w ubiegłym roku wykonali bardzo dobrą robotę, niczego nie brakowało w klubie. Wyniki to wyłącznie nasza sprawa, fakt, że drużyna była nieograna, niedoświadczona. Trzeba kilku wzmocnień i przypuszczam, że będziemy mieli jeszcze lepszy wynik niż w ubiegłym sezonie i postraszymy niejedną dobrą drużynę, typu Cracovia czy GKS Tychy, którzy są głównymi pretendentami do tytułu i mają w swoich szeregach kadrowiczów – tłumaczy obrońca opolskiej drużyny Łukasz Sznotala.
- Zawodnicy zza granicy mają się pokazać na lodzie dopiero. To jest najlepsza weryfikacja dla nich, oni nie mają czasu, żeby tu się przygotowywać. Sierpień to jest najlepszy czas, żeby ściągnąć hokeistów zagranicznych – dodaje Sułek.
Daria Placek