"Widzę pozytywy tam, gdzie inni ich nie dostrzegają"
Pochodząca z podkatowickiego Nikiszowca znawczyni folkloru, naukowiec i senatorka wydała właśnie autobiografię pt. "Szczęście w garści. Z familoka w szeroki świat".
– Najwięcej problemów miałam z tytułem – mówiła w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu autorka, wspominając swój przyjazd do Opola. Kiedy w internacie okazało się, że nie ma dla niej łóżka, przywiozła swoje z domu. – W czasach tirówek nie mogłam nazwać jej „z pierzyną ani łóżkiem w świat” – żartowała. – "Zalana parlamentarzystka" też nie wchodziło w grę – dodała, wspominając powódź z 1997 roku, kiedy jej mieszkanie na opolskiej Pasiece zostało zalane.
– Ostatecznie zostałam przy szczęściu, bo miałam go w życiu wiele, co nie znaczy, że mu nie pomagałam – wyjaśniła pani profesor. – Sztuka z tym szczęściem polega jednak na tym, aby je trzymać mocno w garści, żeby się nie wymsknęło. Inną rzeczą jest to, że widzę pozytywy tam, gdzie inni ich nie dostrzegają. Tak było w przypadku, kiedy moja siostra złamała nogę. Ciesz się, że nie połamałaś obu rąk – powiedziałam jej wtedy.
Pękająca w szwach sala MBP co chwila wybuchała śmiechem. Tak było przy wspominaniu wizyty ciotki pani profesor w jej rodzinnym domu (miała powiedzieć o niej, że jest brzydka), o komputeryzacji uniwersytetu w Getyndze dokonanej przez przybyszkę w biednej Polski, a także uderzeniu pasażera samolotu, który w czasie burzy chciał udusić stewardesę. Nie obyło się oczywiście bez przytoczenia historii, kiedy po przyjechaniu na Uniwersytet Wrocławski pomyliła jedną z sal z kościołem, a więc… uklękła i się pomodliła.
– Ona mówi o tym wszystkim – śmiał się prof. Miodek.
Patronat nad książką prof. Doroty Simonides objęło Radio Opole.
Mariusz Jarzombek (oprac. WK)