Marsze śmierci. "Ginęło 10 osób na każdym kilometrze"
Historyk tłumaczy, że warto wracać do trudnej przeszłości z powodu wielkiego dramatyzmu tamtych wydarzeń.
- Dramatyzm marszów, które nie bez kozery zostały nazwane marszami śmierci, bo np. ewakuowani z Auschwitz Birkenau, idąc przez Górny Śląsk, zostawili za sobą co najmniej 60 dużych mogił. Około 3 tysięcy ludzi zamarzniętych, zamordowanych lub zmarłych w jakikolwiek inny sposób. Marsze pochłonęły łącznie 15 tysięcy istnień - to byli ludzie, którzy stracili życie u progu wolności - dodaje.
Dr Stanek zaznacza, że w swoim wykładzie próbował nakreślić losy całych grup, ilustrując to przy pomocy konkretnych przykładów.
- Jest bardzo wiele drastycznych historii - dodaje. - Są przykłady, kiedy mieszkanka Jastrzębia Zdroju zeznaje, że widziała kolumnę więźniów Auschwitz maszerujących obok jej domu, a wśród nich była kobieta w ciąży. Ona nie miała już siły iść, więc podchodzi SS-man, strzela najpierw w głowę, a kiedy zorientował się, że była w ciąży, strzela drugi raz w brzuch. Z drugiej strony są też masowe zbrodnie, np. na jednej ze stacji kolejowych okazało się, że podstawiono zbyt mało wagonów do transportu. Niemcy otworzyli ogień z karabinów maszynowych, zastrzelili kilkaset osób i wtedy miejsca wystarczyło już dla wszystkich - wyjaśnia.
Według historyka, ewakuacja u kresu II wojny światowej objęła około 400 tysięcy ludzi przebywających wówczas na Śląsku Opolskim.
Posłuchaj wypowiedzi:
Witold Wośtak