„Na karetkę musieliśmy czekać dobre pół godziny”
– W tym ćwiczeniu brało udział prawie 400 osób, w tym blisko 300 dzieci – mówi Mirosław Banaś, naczelnik Gminnego Centrum Reagowania i Porządku Publicznego w Prudniku. – Zasłabło jedno dziecko, karetka przyjechała mniej więcej po 10 minutach od zgłoszenia, dziecko zostało zabrane do szpitala. Po kilku minutach zasłabły dwie dziewczynki, później chłopiec. Niestety, na karetkę musieliśmy czekać dobre pół godziny. Dzwoniłem na Centrum Powiadamiania Ratunkowego, musiałem gęsto się tłumaczyć, że nie jest to żadna mistyfikacja, tylko rzeczywiście dzieci słabły – relacjonuje Banaś.
O planowanych ćwiczeniach w Prudniku już wcześniej powiadomiono Opolskie Centrum Ratownictwa Medycznego. Jego dyrektor Ireneusz Sołek twierdzi, że nie było zwłoki w wysłaniu karetek. Natomiast jego zastrzeżenia dotyczą organizacji ćwiczeń. – Było wezwanie, dzieci zasłabły, karetki pojechały. Nie można zabezpieczać ćwiczeń karetkami systemu. Gdyby coś się działo, to nie byłoby karetek, a my obsługiwalibyśmy ćwiczenia. Po drugie, to są malutkie dzieci, przeżycie takiego szoku, gdy pod szkołę podjeżdża nagle kilkanaście samochodów bojowych na sygnałach, powoduje takie reakcje. Coś tu nie grało w tych ćwiczeniach – podkreśla Sołek.
Ćwiczenia służb ratunkowych są organizowane w gminie Prudnik raz w roku. Dotychczas nie było problemu z szybkim przyjazdem pogotowia ratunkowego. Burmistrz Prudnika Franciszek Fejdych zapowiedział, że wystąpi do władz województwa z zastrzeżeniami dotyczącymi sposobu reagowania służb ratownictwa medycznego oraz ich niechęci do udziału w tego typu ćwiczeniach. Zapyta również, czy w takiej formie, jak są organizowane teraz, są one zasadne.
Tematem zajęliśmy się również w magazynie "Dzień w Opolu, dzień w regionie", posłuchaj:
Posłuchaj wypowiedzi naszych rozmówców:
Jan Poniatyszyn (oprac. WK)