Mieszkańcy Nysy dobrze pamiętają ten dzień…
8 lipca 1997 r. to dzień, w którym do miasta dotarła fala kulminacyjna. Zrzuty wody do rzeki osiągnęły wtedy poziom 1500 metrów sześciennych na sekundę, podczas gdy dopuszczalne wynosiły 450. Powódź tysiąclecia przeliczono w skali kraju na straty rzędu 3,5 miliarda dolarów. W samej Nysie na koniec lipca wyliczono je na 184 milionów zł.
60 procent miasta zostało zatopione, a pod wodą znalazła się sieć ciepłownicza, energetyczna, gazowa, telekomunikacyjna, nie mówiąc o drogach i mostach, a także części biologicznej oczyszczalni ścieków. Zatopionych zostało blisko pół tysiąca domów wielorodzinnych, ponad 400 jednorodzinnych i 140 mieszkań. W nocy ewakuowano pacjentów nyskiego szpitala, bowiem woda podchodziła do poziomu pierwszego piętra. Również nasze radio pomagało rodzinom w odnajdywaniu pacjentów rozwiezionych do różnych szpitali, a także osób bliskich ewakuowanych z ośrodków wczasowych i kolonii. Powódź szalała do 11 lipca. Były miejsca, gdzie woda w mieście miała od 3 do 5 metrów głębokości.
Dorota Kłonowska (oprac. KK)