Gdyby karetka przyjechała szybciej, może by żyła
Ostatecznie karetka przyjechała z Olesna po 20 minutach. Dojazd ambulansu z Wołczyna zająłby kilka minut. Niestety kobiety nie udało się uratować. Cała sprawa zbulwersowała Jana Wiącka, burmistrza Wołczyna, który nie wyklucza, że zgłosi sprawę do prokuratury.
- Życie pokazuje coś innego. Niestety nie wystarczy mieć tylko karetkę blisko osoby poszkodowanej, musi jeszcze właściwie funkcjonować system powiadamiania - uważa burmistrz Wiącek.
Mariusz Grochowski, dyrektor Brzeskiego Centrum Medycznego, któremu podlega dyspozytornia pogotowia, już sprawdził, czy doszło do nieprawidłowości. Przekonuje, że jego podwładna postąpiła zgodnie z przepisami.
- Otrzymałem wyjaśnienie pracownicy, która pełniła dyżur w Centrum Powiadamiania Ratownictwa. Potwierdziła, że odebrała telefon z prośbą o pomoc kobiecie, która spadła ze schodów. Ponieważ miało to miejsce w Wołczynie, a połączyła się z Brzegiem, to pani z CPR-u podała osobie zgłaszającej numer do CPR- u w Oleśnie. Po rozłączeniu natychmiast zawiadomiła Olesno i wtedy została poinformowana, że karetka już wcześniej wyjechała do tego zdarzenia - wyjaśnia dyrektor Grochowski.
Jak ustalił nasz brzeski reporter, takie przypadki się zdarzają, że do Brzegu potrafi dodzwonić się ktoś z Wołczyna. Co ciekawe, dzwoniąc pod numer 112 można takiego rozmówcę przekazać każdemu dyspozytorowi w całym kraju. Niestety dzwoniąc pod 999, 998 lub 997 takiej możliwości już nie ma.
Posłuchaj informacji:
Piotr Wrona/Maciej Stępień (oprac. Barbara Olińska)