Załoga nyskiego PKS-u grozi strajkiem
Czy faktycznie autobusy staną? - Jeżeli sytuacja nas zmusi, to staniemy. Musimy jednoznacznie powiedzieć panom z zarządu i starostwa, że jesteśmy zdeterminowani, żeby to uczynić. Na stacji obsługi ludzie zarabiają 1200 zł, mają jakieś zobowiązania, pożyczkę, przynoszą do domu 900 - 800 zł i nie mają z czego żyć. A podwyżek w naszym przedsiębiorstwie nie było od lat - mówi szef związku zawodowego PKS Mieczysław Milczarczyk.
Załoga PKS, oprócz podwyżek, domaga się m.in. odnowienia taboru, zaprzestania redukcji etatów i kursów, a także odstąpienia od planów podziału spółki na mniejsze firmy. - Wszystkie postulaty, które przedstawiliśmy panu prezesowi są na "nie". Związki zawodowe i załoga zadecydowały o przeprowadzeniu referendum w zakładzie. 81 osób było "za", 14 "przeciw" i ogłosiliśmy pogotowie strajkowe - dodaje Milczarczyk.
Jednak strajku, przynajmniej na razie, nie będzie. Związkowcy rozmawiali ze starostą, który poprosił ich o dwa miesiące spokoju. Po tym terminie ustosunkuje się do postulatów pracowników.
Posłuchaj informacji:
Dorota Kłonowska (oprac. Wanda Kownacka)