Prawie 900 świń zniknęło z gospodarstwa. Opiekunowie mówią, że może uciekły do lasu, a prokuratura stawia zarzuty
Zarzut przywłaszczenia blisko 900 świń o wartości prawie pół miliona złotych usłyszał Marian i jego córka Urszula C. To były tuczniki rasy duńskiej, które oskarżeni mieli karmić. Zwierzęta były hodowane w gospodarstwie w okolicach Otmuchowa. Kiedy przyszło do rozliczenia, właściciel świń odkrył, że brakuje 884 sztuk. Kiedy o nie zapytał, usłyszał odpowiedź, że ich nie ma, bo może uciekły do lasu. Prokuratura w to nie uwierzyła i postawiła w stan oskarżenia gospodarza i pomagającą mu córkę.
Dzisiaj (10.09) ruszył proces w opolskim sądzie. Akt oskarżenia odczytała prokurator Joanna Prochoń.
- Przywłaszczyli sobie mienie w postaci 884 tuczników rasy duńskiej. Ich wartość nie była mniejsza niż 503 tysiące złotych. To stanowi mienie znacznej wartości, powierzone im do tuczu usługowego - dodała prokurator Prochoń.
Oskarżony Marian C. nie przyznał się do winy i mówił, że nie wie, co się stało ze świniami. Nie chciał wyjaśniać przed sądem, więc sędzia Mateusz Świst odczytał to, co oskarżony mówił wcześniej przed prokuratorem.
- Nie wiem, co się stało ze świniami. Dużo zdychało. Tyle, co wzięli do 20 sierpnia 2018 roku, to było. Nie wiem, dlaczego twierdzą, że im ukradłem, bo ja twierdzę, że im nie ukradłem. Powiedziałem, że świnie uciekły do lasu, a mieszkańcy grozili mi, że mnie spalą. Było ponad 3,5 tysiąca świń, brakowało prawie 900 - odczytywał wyjaśnienia oskarżonego sędzia Świst.
Pokrzywdzony właściciel trzody chlewnej ma swoje podejrzenia, co do tej sprawy.
- Pozostało tylko 30 kilka świń, które ze względu na stan zdrowotny nie nadawały się na ubój. Przypuszczam, że pozostałe zostały przewiezione do dalszego tuczenia albo na ubój. Ale dokąd? Tego nie wiem - mówił pokrzywdzony.
Oskarżonym Marianowi i Urszuli C. grozi do 10 lat więzienia. Do dziś nie wiadomo, co się stało z zaginionymi tucznikami.
- Przywłaszczyli sobie mienie w postaci 884 tuczników rasy duńskiej. Ich wartość nie była mniejsza niż 503 tysiące złotych. To stanowi mienie znacznej wartości, powierzone im do tuczu usługowego - dodała prokurator Prochoń.
Oskarżony Marian C. nie przyznał się do winy i mówił, że nie wie, co się stało ze świniami. Nie chciał wyjaśniać przed sądem, więc sędzia Mateusz Świst odczytał to, co oskarżony mówił wcześniej przed prokuratorem.
- Nie wiem, co się stało ze świniami. Dużo zdychało. Tyle, co wzięli do 20 sierpnia 2018 roku, to było. Nie wiem, dlaczego twierdzą, że im ukradłem, bo ja twierdzę, że im nie ukradłem. Powiedziałem, że świnie uciekły do lasu, a mieszkańcy grozili mi, że mnie spalą. Było ponad 3,5 tysiąca świń, brakowało prawie 900 - odczytywał wyjaśnienia oskarżonego sędzia Świst.
Pokrzywdzony właściciel trzody chlewnej ma swoje podejrzenia, co do tej sprawy.
- Pozostało tylko 30 kilka świń, które ze względu na stan zdrowotny nie nadawały się na ubój. Przypuszczam, że pozostałe zostały przewiezione do dalszego tuczenia albo na ubój. Ale dokąd? Tego nie wiem - mówił pokrzywdzony.
Oskarżonym Marianowi i Urszuli C. grozi do 10 lat więzienia. Do dziś nie wiadomo, co się stało z zaginionymi tucznikami.