Śląskie święta w Teksasie. Niektóre tradycje pielęgnują tam od 170 lat!
Sally Sekuła Schaefer pięknie mówi po śląsku, choć jej gwara brzmi nieco archaicznie. Urodziła się w Teksasie, w USA, do Polski pierwszy raz przyjechała 20 lat temu. Ale od zawsze ona, jej rodzice i znajomi przygotowywali święta w ten sam sposób, w jaki robią to inne śląskie rodziny.
- To jest Boże Narodzenie, ale my powiemy „Christmus”, bo teraz nastało takie słowo – mówi Sally Sekuła Schaefer. – Dawnie to myśmy pościli. Teraz już ludzie nie poszczą. Na wieczór, gdy pierwsza gwiazda się pojawiła, to dopiero wtedy jedliśmy. A jeszcze później to Santa Clause wlazł do naszego domu. Dawniej tego nie było. Dzieciątko przynosiło prezenty, graczki albo coś takiego. Jeszcze śpiewamy kolędy, ale ci młodzi mają te same nuty, ale śpiewają po amerykańsku. Tylko jeden czy dwa kawałki znają po polsku. „W żłobie leży”, „Dzisiaj w Betlejem”, „Triumfy króla niebieskiego”. Mamy z 50 piosenek, które umiemy.
Wśród śląskich Teksańczyków nadal żywe są zwyczaje przywiezione przez przodków przed 170 laty ze Śląska Opolskiego. Przez świąteczne dni na stole króluje kapusta z grochem, są ryby, w szczególnym miejscu jest ustawiona szopka betlejemska. Nie brakuje też nowych zwyczajów, przejętych od Amerykanów – są więc kolorowe swetry ze świątecznymi wzorami i stosy prezentów pod choinką.
Wśród śląskich Teksańczyków nadal żywe są zwyczaje przywiezione przez przodków przed 170 laty ze Śląska Opolskiego. Przez świąteczne dni na stole króluje kapusta z grochem, są ryby, w szczególnym miejscu jest ustawiona szopka betlejemska. Nie brakuje też nowych zwyczajów, przejętych od Amerykanów – są więc kolorowe swetry ze świątecznymi wzorami i stosy prezentów pod choinką.