Na choroby krążenia umieramy częściej, niż na raka. Ogólnopolskie spotkanie kardiologów w Opolu
Choroby układu krążenia są przyczyną 46 procent zgonów w Polsce. Jak je diagnozować i leczyć? O tym w Opolu rozmawiali kardiolodzy z całego kraju. Podczas VII Konferencji i Warsztatów Sekcji Intensywnej Terapii Kardiologicznej i Resuscytacji zwracano uwagę, że coraz więcej osób cierpi na niewydolność serca.
- Ta choroba objawia się spadkiem wydolności - mówi kardiolog Jerzy Sacha, koordynator pracowni badań hemodynamiki w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Opolu. - Ogólnie boimy się nowotworów, natomiast ciężka niewydolność serca jest obciążona większą śmiertelnością niż nowotwory - Kardiolog zwraca uwagę, że podczas forum mówiono o zmianach, jakie zachodzą w medycynie.
- Wczoraj na przykład na USK mieliśmy pacjenta, którego serce odmówiło posłuszeństwa. Ten człowiek dwa lata temu by umarł, ale dlatego, że wprowadziliśmy krążenie pozaustrojowe - żyje. Jest to możliwe dzięki ECMO (ExtraCorporeal Membrane Oxygenation), czyli urządzeniu, które pracuje za jego serce.
Przypomnijmy, że ECMO to aparat podłączony do żył, który pompuje krew do sztucznego naczynia, gdzie jest wzbogacana w tlen i wraca do organizmu.
Profesor Janina Stępińska z Instytutu Kardiologii w Warszawie, pytana o porównanie polskiej i światowej kardiologii zaznacza, że po początkowych sukcesach świat medycyny ponownie zaczął nam uciekać. - W kardiologi jesteśmy dobrze przygotowani merytorycznie, ale w przypadku organizacji i dostępności procedur, czy urządzeń, ponownie zostajemy w tyle.
Profesor Stępińska przyznaje, że poprawiają się metody leczenia. Jako przykład podaje metodę udrażniania tętnic wieńcowych. Natomiast jej zdaniem, problemy pojawiają się w leczeniu kilka lat po zawale serca. - Po części odpowiadają za to pacjenci, którzy nie zawsze chcą korzystać z rehabilitacji. Wielu wydaje się, że mieli zawał serca, udrożniono ich tętnice i wszystko jest w porządku. To nieprawda. W momencie, kiedy kończy się interwencja, powinna rozpocząć się współpraca pacjenta w lekarzem.
Janina Stępińska zwróciła także uwagę na nie uregulowaną dostępność do leczenia kardiologicznego. - Uważam, że nie każdy pacjent po zawale powinien być prowadzony przez kardiologa. Przecież mamy świetnych lekarzy POZ. Moim zdaniem, system ma służyć temu, aby wyodrębnić pacjentów, którzy wymagają super specjalistycznej opieki.
- Wczoraj na przykład na USK mieliśmy pacjenta, którego serce odmówiło posłuszeństwa. Ten człowiek dwa lata temu by umarł, ale dlatego, że wprowadziliśmy krążenie pozaustrojowe - żyje. Jest to możliwe dzięki ECMO (ExtraCorporeal Membrane Oxygenation), czyli urządzeniu, które pracuje za jego serce.
Przypomnijmy, że ECMO to aparat podłączony do żył, który pompuje krew do sztucznego naczynia, gdzie jest wzbogacana w tlen i wraca do organizmu.
Profesor Janina Stępińska z Instytutu Kardiologii w Warszawie, pytana o porównanie polskiej i światowej kardiologii zaznacza, że po początkowych sukcesach świat medycyny ponownie zaczął nam uciekać. - W kardiologi jesteśmy dobrze przygotowani merytorycznie, ale w przypadku organizacji i dostępności procedur, czy urządzeń, ponownie zostajemy w tyle.
Profesor Stępińska przyznaje, że poprawiają się metody leczenia. Jako przykład podaje metodę udrażniania tętnic wieńcowych. Natomiast jej zdaniem, problemy pojawiają się w leczeniu kilka lat po zawale serca. - Po części odpowiadają za to pacjenci, którzy nie zawsze chcą korzystać z rehabilitacji. Wielu wydaje się, że mieli zawał serca, udrożniono ich tętnice i wszystko jest w porządku. To nieprawda. W momencie, kiedy kończy się interwencja, powinna rozpocząć się współpraca pacjenta w lekarzem.
Janina Stępińska zwróciła także uwagę na nie uregulowaną dostępność do leczenia kardiologicznego. - Uważam, że nie każdy pacjent po zawale powinien być prowadzony przez kardiologa. Przecież mamy świetnych lekarzy POZ. Moim zdaniem, system ma służyć temu, aby wyodrębnić pacjentów, którzy wymagają super specjalistycznej opieki.