Nyscy strażacy przestrzegali przed wchodzeniem na zamarznięte zbiorniki wodne [ZDJĘCIA]
Nyscy strażacy zaprezentowali, jak niebezpieczne może być wchodzenie na dzikie lodowiska, a także, jak wygląda pomoc osobie pod którą załamał się lód.
Otwarte ćwiczenia na stawie łódkowym w parku miejskim przyciągnęły kilkudziesięciu widzów. Jak zauważa komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Nysie brygadier Arkadiusz Kuśmierski, nawet długotrwałe mrozy nie gwarantują, że zabawa na zamarzniętym stawie, czy jeziorze będzie bezpieczna.
- Po paru nocach z tęgim mrozem dalej mamy miejsca, gdzie są niezamarznięte zbiorniki wodne, gdzie lód jest cienki, gdzie, de facto, możemy wpaść pod ten lód. Dla dzieci czasami ta ciekawa rzecz też zostaje w głowie i później to dziecko może nawet powiedzieć dorosłemu, że na ten lód to nie do końca można wejść - tłumaczy.
Najlepiej korzystać wyłącznie ze sztucznych lodowisk, przestrzega dowódca zmiany w nyskiej komendzie powiatowej st. kpt. Mariusz Kuś. Jeżeli jednak widzimy osobę, która potrzebuje pomocy, w pierwszej kolejności powinniśmy powiadomić o tym fakcie strażaków. Nie w każdej sytuacji rzucanie się na ratunek, będzie rozsądne.
- Jeżeli do takiej osoby mamy na przykład trzy metry od brzegu, to można jej podać jakiegoś kija. Jeżeli na brzegu jest więcej osób, to można też zrobić łańcuch życia. Ale jeżeli osoba topi się dalej od brzegu i jeżeli my nie umiemy pływać, nie mamy odpowiedniego sprzętu, nie wchodźmy, bo zamiast jednej osoby, będziemy mieć dwie osoby do ratowania - zauważa.
Nyska straż pożarna dysponuje specjalistyczną grupą ratownictwa wodno-nurkowego. W tym sezonie zimowym nie musieli oni wyjeżdżać do topiących się w lodowatej wodzie. Ubiegłej zimy takich interwencji było siedem. Wtedy to, na terenie powiatu nyskiego, życie pod lodem straciły dwie osoby.
- Po paru nocach z tęgim mrozem dalej mamy miejsca, gdzie są niezamarznięte zbiorniki wodne, gdzie lód jest cienki, gdzie, de facto, możemy wpaść pod ten lód. Dla dzieci czasami ta ciekawa rzecz też zostaje w głowie i później to dziecko może nawet powiedzieć dorosłemu, że na ten lód to nie do końca można wejść - tłumaczy.
Najlepiej korzystać wyłącznie ze sztucznych lodowisk, przestrzega dowódca zmiany w nyskiej komendzie powiatowej st. kpt. Mariusz Kuś. Jeżeli jednak widzimy osobę, która potrzebuje pomocy, w pierwszej kolejności powinniśmy powiadomić o tym fakcie strażaków. Nie w każdej sytuacji rzucanie się na ratunek, będzie rozsądne.
- Jeżeli do takiej osoby mamy na przykład trzy metry od brzegu, to można jej podać jakiegoś kija. Jeżeli na brzegu jest więcej osób, to można też zrobić łańcuch życia. Ale jeżeli osoba topi się dalej od brzegu i jeżeli my nie umiemy pływać, nie mamy odpowiedniego sprzętu, nie wchodźmy, bo zamiast jednej osoby, będziemy mieć dwie osoby do ratowania - zauważa.
Nyska straż pożarna dysponuje specjalistyczną grupą ratownictwa wodno-nurkowego. W tym sezonie zimowym nie musieli oni wyjeżdżać do topiących się w lodowatej wodzie. Ubiegłej zimy takich interwencji było siedem. Wtedy to, na terenie powiatu nyskiego, życie pod lodem straciły dwie osoby.