BILANS 2017 Don Ragnar Corleone
Jest rzeczą oczywistą, że ten odcinek naszego cyklu jest motywowany popkulturowo i w ogóle by go nie było, gdyby nie serial o Wikingach i Ragnarze Lothbroku (red. Czarek Puzyna uważa, słusznie, że bez niego ten serial to już nie to samo). No nie mogliśmy się powstrzymać: jak tu nie napisać o opolskich archeologach i historykach - to Magdalena Przysiężna-Pizarska i Marcin Boehm - którzy szukają śladów Normanów na Sycylii? Zwłaszcza że są tu także wątki lokalne, o których za chwilę.
Wiadomo, z czym się nam kojarzy Sycylia. Z Nowym Jorkiem, gdzie włoska mafia robi co chce, czasem wspominając przy spaghetti i czerwonym domowym winie czasy młodości w Corleone i Palermo. Mało kto wie jednak, że swoje piętno na tej wyspie odcisnęli, oprócz miejscowych rzecz jasna, Arabowie, Frankowie, Normanowie czy w końcu Niemcy, na czele z mocno egzotycznym i zwariowanym cesarzem Fryderykiem II, na nasze nieszczęście zakolegowanym z Krzyżakami, co przez parę wieków odbijało nam się czkawką (polecamy lekturę podręczników historycznych).
Podobno – tak przynajmniej twierdzą nasi opolscy naukowcy – miejscowi niespecjalnie chcą o tych czasach pamiętać, bo dla nich ważne są czasy rzymskie i współczesność, czyli po Cezarze mamy od razu Berlusconiego i nic pośrodku. Tymczasem nasi fachowcy szukają śladów sfrancuziałych Wikingów (francuscy władcy osadzili barbarzyńców w Normandii, żeby bronili ich przed rogatymi kuzynami z Danii), którzy popłynęli na południe, by opanować Sycylię i dręczyć Bizancjum, bo złota i władzy nigdy za wiele. Przypomnijmy dla porządku: jednym z przywódców pierwszej krucjaty był Boemund, potomek Wikingów, który został księciem Antiochii, bo cynicznie uznał, że trzeba zadbać o swoje interesy, niekoniecznie o wyzwolenie Jerozolimy. Coś jest z tą mafią, prawda?
Na koniec, bo to jest tu chyba najważniejsze, istnieją poszlaki, że Wikingowie dotarli także do średniowiecznego Opola. Odnalezione u nas pamiątki po tamtych czasach są bliźniaczo podobne do tych znalezionych na dawnej Rusi. Rurykowicze, pierwsza ruska dynastia, to przecież Normanowie, Włodzimierz to Waldemar a Olga to Helga. Skoro byli w stanie dopłynąć do Kijowa, to czemu nie mieliby dopłynąć Odrą do Opola? Każdy, kto widział „Trzynastego wojownika”, wie, o czym mówimy. A czy kiedyś się tego dowiemy? To już pytanie do tych decydentów, od których zależy zgoda na badania na opolskim Ostrówku.
My jesteśmy za, bo kto by nie chciał być potomkiem Wikinga?
Podobno – tak przynajmniej twierdzą nasi opolscy naukowcy – miejscowi niespecjalnie chcą o tych czasach pamiętać, bo dla nich ważne są czasy rzymskie i współczesność, czyli po Cezarze mamy od razu Berlusconiego i nic pośrodku. Tymczasem nasi fachowcy szukają śladów sfrancuziałych Wikingów (francuscy władcy osadzili barbarzyńców w Normandii, żeby bronili ich przed rogatymi kuzynami z Danii), którzy popłynęli na południe, by opanować Sycylię i dręczyć Bizancjum, bo złota i władzy nigdy za wiele. Przypomnijmy dla porządku: jednym z przywódców pierwszej krucjaty był Boemund, potomek Wikingów, który został księciem Antiochii, bo cynicznie uznał, że trzeba zadbać o swoje interesy, niekoniecznie o wyzwolenie Jerozolimy. Coś jest z tą mafią, prawda?
Na koniec, bo to jest tu chyba najważniejsze, istnieją poszlaki, że Wikingowie dotarli także do średniowiecznego Opola. Odnalezione u nas pamiątki po tamtych czasach są bliźniaczo podobne do tych znalezionych na dawnej Rusi. Rurykowicze, pierwsza ruska dynastia, to przecież Normanowie, Włodzimierz to Waldemar a Olga to Helga. Skoro byli w stanie dopłynąć do Kijowa, to czemu nie mieliby dopłynąć Odrą do Opola? Każdy, kto widział „Trzynastego wojownika”, wie, o czym mówimy. A czy kiedyś się tego dowiemy? To już pytanie do tych decydentów, od których zależy zgoda na badania na opolskim Ostrówku.
My jesteśmy za, bo kto by nie chciał być potomkiem Wikinga?