Sylwester po nysku, czyli moja najlepsza noc w szuwarach
W ostatni dzień roku nie wszyscy wiążą krawaty, prasują kreacje i szykują się na wielkie bale sylwestrowe. Nyski regionalista i fotograf, Kazimierz Staszków przyznaje, że tego typu imprez serdecznie nie cierpi, w związku z czym od wielu lat je bojkotuje, spędzając tę wyjątkową noc na łonie przyrody. Najlepiej w jakichś szuwarach.
Kazimierz Staszków przyznaje, że wraz z przyjaciółmi tworzy brać łazęgów i najlepsze swoje sylwestrowe noce spędził nad nyskim jeziorem.
- Dwadzieścia parę stopni mrozu, śnieg taki, że po pas. Oczywiście nad naszym nyskim jeziorem, w szuwarach czy chaszczach, od strony Białej Nyskiej. Nanosiliśmy sobie drewna na ognisko, przygotowaliśmy szampana i zaczęliśmy biesiadę. Kiedy przyszła północ okazało się, że padły nam wszystkie telefony, radio, a zorientowaliśmy się, że wybiła dwunasta tylko po tym, że wszędzie wystrzeliły w niebo fajerwerki. Wypadało zatem wznieść toast, w związku z czym chwyciliśmy za szampana. Ten jednak zamiast lać się do kieliszków, po prostu zaczął się sypać. Nasypaliśmy sobie więc tej zmarzliny i uczciliśmy ważną chwilę. Było zimno potwornie. Minus dwadzieścia trzy stopnie, ale my - o dziwo - bawiliśmy się do białego rana znakomicie. I teraz jak o tym myślę, to jestem przekonany, że tak jak Polacy, nikt nie potrafi się bawić. Dwa razy spędzałem Sylwestra w Paryżu. Wszystko pięknie, były fajerwerki, tłumy ludzi, ale tuż po dwunastej każdy szedł w swoją stronę. Co innego nasz naród. Bawimy się zdecydowanie lepiej. Nawet bez fajerwerków - mówi Kazimierz Staszków.
Pan Kazimierz dodaje, że w tym roku Sylwestra spędzi w wyjątkowo, jak dla niego, cywilizowany sposób. Wybiera się bowiem do ośrodka żeglarskiego nad nyskim jeziorem, gdzie całą noc będzie śpiewał szanty i turystyczne piosenki.
- Dwadzieścia parę stopni mrozu, śnieg taki, że po pas. Oczywiście nad naszym nyskim jeziorem, w szuwarach czy chaszczach, od strony Białej Nyskiej. Nanosiliśmy sobie drewna na ognisko, przygotowaliśmy szampana i zaczęliśmy biesiadę. Kiedy przyszła północ okazało się, że padły nam wszystkie telefony, radio, a zorientowaliśmy się, że wybiła dwunasta tylko po tym, że wszędzie wystrzeliły w niebo fajerwerki. Wypadało zatem wznieść toast, w związku z czym chwyciliśmy za szampana. Ten jednak zamiast lać się do kieliszków, po prostu zaczął się sypać. Nasypaliśmy sobie więc tej zmarzliny i uczciliśmy ważną chwilę. Było zimno potwornie. Minus dwadzieścia trzy stopnie, ale my - o dziwo - bawiliśmy się do białego rana znakomicie. I teraz jak o tym myślę, to jestem przekonany, że tak jak Polacy, nikt nie potrafi się bawić. Dwa razy spędzałem Sylwestra w Paryżu. Wszystko pięknie, były fajerwerki, tłumy ludzi, ale tuż po dwunastej każdy szedł w swoją stronę. Co innego nasz naród. Bawimy się zdecydowanie lepiej. Nawet bez fajerwerków - mówi Kazimierz Staszków.
Pan Kazimierz dodaje, że w tym roku Sylwestra spędzi w wyjątkowo, jak dla niego, cywilizowany sposób. Wybiera się bowiem do ośrodka żeglarskiego nad nyskim jeziorem, gdzie całą noc będzie śpiewał szanty i turystyczne piosenki.