Nyscy bezdomni też świętują. Najedzą się do syta, podzielą opłatkiem
Samotni, potrzebujący i bezdomni nysanie uczestniczyli w przygotowanej przez Wspólnotę Apostolską św. Elżbiety Bożonarodzeniowej Wigilii. Jak co roku w organizacji spotkania brały również udział siostry Elżbietanki i wolontariusze z nyskiego Carolinum.
Siostra Estera, Elżbietanka z Nysy mówi, że samemu trudno jest przeżywać jakąkolwiek radość, w tym i narodzenie Pana Jezusa. Stąd potrzeba organizowania wigilijnych spotkań dla wszystkich tych, którzy są w trudnej sytuacji. Czasem są to bezdomni, ubodzy nysanie. Ale zdarza się też, że przychodzą również ci, którzy po prostu nie chcą spędzać świąt samotnie. - Przychodzą żeby być razem, w grupie, wspólnie pośpiewać, podzielić się opłatkiem, porozmawiać o swoich radościach i smutkach. Słowem podzielić się tym, z czym na co dzień tak naprawdę zostają sami - przyznaje siostra Estera.
Janina Krupka ze Wspólnoty Apostolskiej św. Elżbiety od lat uczestniczy w przygotowaniach święta dla samotnych i bezdomnych. Cieszy się, że w ten sposób może pomóc i zorganizować dla ludzi prawdziwą, tradycyjna wigilię. - Jest barszcz czerwony z uszkami, pierożki różnego rodzaju, kapusta, ziemniaki, kawa, no i oczywiście karp. Ciasta i niektóre półprodukty dostajemy od naszych darczyńców - mówi nysanka.
Uczestniczący w "elżbietankowej" wigilii nie wyobrażają sobie świąt bez tego spotkania. Cieszą się, że mogą spotkać się z innymi, najeść się do syta i mieć chociaż namiastkę prawdziwych świąt. - Nigdy w życiu nie byłoby mnie stać, żeby przygotować sobie i rodzinie taką kolację. Nie wiem czy starczyłoby mi pieniędzy na kilka produktów. Jest bardzo ciężko, ale ten dzień i tak jest radosny - przyznaje jedna z pań.
Wojciech Tkaczuk natomiast dodaje, że jedyna rodzina, którą ma, mieszka gdzieś daleko. Nie pojedzie do nich, bo go nie stać. Za to chętnie bierze udział w takiej wigilii. - Płacze się w domu, w kościele, teraz tutaj będę płakał - mówi.
Wigilia dla samotnych i potrzebujących organizowana jest w Nysie od 26 lat i – jak przyznają Elżbietanki – frekwencja jest coraz niższa. Zdaniem sióstr to znak, że mimo wszystko ludziom żyje się lepiej.
Janina Krupka ze Wspólnoty Apostolskiej św. Elżbiety od lat uczestniczy w przygotowaniach święta dla samotnych i bezdomnych. Cieszy się, że w ten sposób może pomóc i zorganizować dla ludzi prawdziwą, tradycyjna wigilię. - Jest barszcz czerwony z uszkami, pierożki różnego rodzaju, kapusta, ziemniaki, kawa, no i oczywiście karp. Ciasta i niektóre półprodukty dostajemy od naszych darczyńców - mówi nysanka.
Uczestniczący w "elżbietankowej" wigilii nie wyobrażają sobie świąt bez tego spotkania. Cieszą się, że mogą spotkać się z innymi, najeść się do syta i mieć chociaż namiastkę prawdziwych świąt. - Nigdy w życiu nie byłoby mnie stać, żeby przygotować sobie i rodzinie taką kolację. Nie wiem czy starczyłoby mi pieniędzy na kilka produktów. Jest bardzo ciężko, ale ten dzień i tak jest radosny - przyznaje jedna z pań.
Wojciech Tkaczuk natomiast dodaje, że jedyna rodzina, którą ma, mieszka gdzieś daleko. Nie pojedzie do nich, bo go nie stać. Za to chętnie bierze udział w takiej wigilii. - Płacze się w domu, w kościele, teraz tutaj będę płakał - mówi.
Wigilia dla samotnych i potrzebujących organizowana jest w Nysie od 26 lat i – jak przyznają Elżbietanki – frekwencja jest coraz niższa. Zdaniem sióstr to znak, że mimo wszystko ludziom żyje się lepiej.