Mieszkańcy Nysy alarmują: po mieście grasują lisy! [FILM]
Coraz częściej pojawiają się w okolicach osiedli, prywatnych posesji, a nawet w ścisłym centrum miasta. Mieszkańcy alarmują, interweniują również u straży miejskiej, która jednak niewiele może zdziałać.
Jak poinformowała nasze radio jedna z nauczycielek, ostatnio lis kręcił się koło szkoły, na osiedlu Nysa-Południe. – Było trochę strachu. Podczas lekcji dzieci zauważyły przez okno spacerującego lisa. Bardzo się przestraszyły, w związku z czym dyrekcja postanowiła wezwać strażników miejskich. Próbowali wytropić zwierzę, ale się nie udało. To jednak nie był jedyny przypadek. Kilka dni wcześniej, jak wracałam do domu, to lis był przed klatką i jadł jakieś odpadki. Bałam się wejść do środka, więc musiałam poczekać aż sobie pójdzie. W końcu to dzikie zwierzę, więc nie wiadomo, czy nie jest groźne - mówi pani Joanna z Nysy.
Obecność lisów w mieście potwierdzają też inni nysanie. Raz widziano zwierzęta przy ul. Marcinkowskiego, innym razem na rynku albo nad rzeką. - Szukają pożywienia - kwitują mieszkańcy.
Grzegorz Smoleń, komendant Straży Miejskiej w Nysie mówi, że dopóki ludzie będą wyrzucać na śmietnik żywność, dopóty lisy i inne dzikie zwierzaki będą przychodzić do miasta. - Faktycznie w mieście pojawia się coraz więcej lisów. W dodatku nie tylko w nocy. Widuje się je przy Alejach Wojska Polskiego, w okolicy ul. Mickiewicza, przy działkach. Najczęściej pojawiają się w okolicach osiedli tam, gdzie śmietniki są pootwierane i pełne. Ludzie się boją i mają prawo się bać, ale my nie mamy narzędzi, żeby cokolwiek z tym zrobić. Nie możemy ich uśpić i wywieźć poza miasto. Dopóki będziemy wyrzucać jedzenie, zwierzęta będą podchodzić pod domy. Na szczęście niedźwiedzi na tym terenie nie mamy.
Jak dodaje komendant straży, poza łatwo dostępnym jedzeniem, lisów pojawia się więcej w miastach Opolszczyzny również dlatego, że ich liczebność wzrosła. To z kolei spowodowane jest tym, że od kilkudziesięciu lat opolskie lisy nie chorują na wściekliznę i brak jest naturalnej selekcji.
Obecność lisów w mieście potwierdzają też inni nysanie. Raz widziano zwierzęta przy ul. Marcinkowskiego, innym razem na rynku albo nad rzeką. - Szukają pożywienia - kwitują mieszkańcy.
Grzegorz Smoleń, komendant Straży Miejskiej w Nysie mówi, że dopóki ludzie będą wyrzucać na śmietnik żywność, dopóty lisy i inne dzikie zwierzaki będą przychodzić do miasta. - Faktycznie w mieście pojawia się coraz więcej lisów. W dodatku nie tylko w nocy. Widuje się je przy Alejach Wojska Polskiego, w okolicy ul. Mickiewicza, przy działkach. Najczęściej pojawiają się w okolicach osiedli tam, gdzie śmietniki są pootwierane i pełne. Ludzie się boją i mają prawo się bać, ale my nie mamy narzędzi, żeby cokolwiek z tym zrobić. Nie możemy ich uśpić i wywieźć poza miasto. Dopóki będziemy wyrzucać jedzenie, zwierzęta będą podchodzić pod domy. Na szczęście niedźwiedzi na tym terenie nie mamy.
Jak dodaje komendant straży, poza łatwo dostępnym jedzeniem, lisów pojawia się więcej w miastach Opolszczyzny również dlatego, że ich liczebność wzrosła. To z kolei spowodowane jest tym, że od kilkudziesięciu lat opolskie lisy nie chorują na wściekliznę i brak jest naturalnej selekcji.