Po katastrofie ekologicznej w Otmuchowie wędkarze chcą zamontowania odstraszaczy na zbiorniku. RZGW zaprasza do rozmów
Opolski okręg PZW wysłał pismo do RZGW we Wrocławiu w sprawie zabitych i okaleczonych ryb w rejonie zbiornika Otmuchowskiego. Wędkarze chcą porozmawiać o zamontowaniu elektrycznych odstraszaczy, które w przyszłości pozwoliłyby uniknąć podobnych katastrof ekologicznych.
Dyrektor biura PZW w Opolu, Jakub Roszuk mówi, że wędkarzom nie chodzi o pretensje, awantury, ani tym bardziej o finansowe odszkodowanie za martwe ryby. - Po prostu chcemy zadbać o środowisko. Bo obecnie to jest chore. Sytuacja co rusz się powtarza, a nic się w tym kierunku nie robi. Na to jesteśmy źli i na to naszej zgody nigdy nie będzie - tłumaczy dyrektor biura PZW w Opolu.
Jakub Roszuk dodaje, że bez zamontowania odstraszaczy, zarybianie jeziora jest pozbawione sensu. - My nawet strat nie jesteśmy w stanie dobrze oszacować, bo nie wiadomo czy liczyć po cenie narybku, czy może dojrzałego sandacza. Takiego, do którego mógłby dorosnąć przy sprzyjających warunkach. Gdyby przeżył. My naprawdę staramy się prowadzić racjonalną gospodarkę rybacką, a z drugiej strony są przecież obywatele, którzy widzą, że są śnięte ryby i widza, że coś jest nie halo. Zgłaszają nam ten problem, a my próbujemy tłumaczyć, przy okazji odbijając się od drzwi wszystkich urzędów, gdzie ciągle słyszymy: to wasza sprawa. Jasne, że nasza sprawa, ale może pomóżcie nam, by zapobiec temu - mówi Jakub Roszuk.
Paweł Banasik z biura prasowego RZGW we Wrocławiu dziwi się natomiast, że wędkarze do tej pory nie wyszli jeszcze z żadną konkretna inicjatywą. - To nie jest nasza działka. My zajmujemy się ochroną przeciwpowodziową. Nie widzimy problemu, żeby takie odstraszacze zamontował sobie związek wędkarski. A swoją drogą nikt nigdy nam nie zgłaszał zapotrzebowania na zamontowanie takich odstraszaczy. Może wędkarze powinni wystąpić z inicjatywą o jakieś trójstronne spotkanie, podczas którego moglibyśmy wspólnie zastanowić się jak można tej sprawie zaradzić - dodaje Paweł Banasik.
Jak dowiedzieliśmy się w RZGW, koszt odstraszaczy elektrycznych to kwota rzędu od 100 do 150 tys. zł.
Dyrektor biura PZW w Opolu zapowiada, że jeżeli w temacie zagrożonych ryb nic się nie zmieni, związek powiadomi Ministerstwo Środowiska.
Jakub Roszuk dodaje, że bez zamontowania odstraszaczy, zarybianie jeziora jest pozbawione sensu. - My nawet strat nie jesteśmy w stanie dobrze oszacować, bo nie wiadomo czy liczyć po cenie narybku, czy może dojrzałego sandacza. Takiego, do którego mógłby dorosnąć przy sprzyjających warunkach. Gdyby przeżył. My naprawdę staramy się prowadzić racjonalną gospodarkę rybacką, a z drugiej strony są przecież obywatele, którzy widzą, że są śnięte ryby i widza, że coś jest nie halo. Zgłaszają nam ten problem, a my próbujemy tłumaczyć, przy okazji odbijając się od drzwi wszystkich urzędów, gdzie ciągle słyszymy: to wasza sprawa. Jasne, że nasza sprawa, ale może pomóżcie nam, by zapobiec temu - mówi Jakub Roszuk.
Paweł Banasik z biura prasowego RZGW we Wrocławiu dziwi się natomiast, że wędkarze do tej pory nie wyszli jeszcze z żadną konkretna inicjatywą. - To nie jest nasza działka. My zajmujemy się ochroną przeciwpowodziową. Nie widzimy problemu, żeby takie odstraszacze zamontował sobie związek wędkarski. A swoją drogą nikt nigdy nam nie zgłaszał zapotrzebowania na zamontowanie takich odstraszaczy. Może wędkarze powinni wystąpić z inicjatywą o jakieś trójstronne spotkanie, podczas którego moglibyśmy wspólnie zastanowić się jak można tej sprawie zaradzić - dodaje Paweł Banasik.
Jak dowiedzieliśmy się w RZGW, koszt odstraszaczy elektrycznych to kwota rzędu od 100 do 150 tys. zł.
Dyrektor biura PZW w Opolu zapowiada, że jeżeli w temacie zagrożonych ryb nic się nie zmieni, związek powiadomi Ministerstwo Środowiska.