Płaci za czynsz, ma chorego syna i nieletnią córką, ale i tak jest wyrok eksmisji
Nie ma zadłużenia czynszowego, syn poważnie choruje, córka jest niepełnoletnia, ale i tak muszą wyprowadzić się z mieszkania socjalnego na podstawie wyroku eksmisyjnego.
Pani Katarzyna mieszka przy ulicy Skautów Opolskich w Opolu od 29 lat, ale nie ma tytułu prawnego do mieszkania. Jej partner, członek Spółdzielni Mieszkaniowej w Opolu, zmarł nagle 6 lat temu, więc kobieta ubiegała się o włączenie syna do spółdzielni, bez skutku.
Zaoferowano jej nowy lokal, ale podobno w dużo gorszym stanie i bez wyposażenia koniecznego do opieki nad synem.
- Spółdzielnia działa zgodnie z prawem, ale nie ma tu krzty empatii - mówi Barbara Zwierzewicz, radca prawny zaangażowana w sprawę.
- Temat powinien zostać rozpatrzony raczej pod kątem moralnym. Jest niepełnoletnia córka i chory syn, więc uważam, że zarząd spółdzielni powinien zastanowić się nad realizacją wyroku. Ktoś powinien zadać sobie pytanie, czy nie ma innego sposobu na rozwiązanie tej sytuacji. Zdarzyło mi się pomagać kobiecie w bardzo podobnym położeniu, więc wiem, że są możliwości. Oby tylko skorzystano z nich w tym przypadku – dodaje.
Sprawą zainteresowała się Agnieszka Zakrzewska-Kubów. Radna opolskiej rady miasta rozmawiała z prezesem spółdzielni. Jej zdaniem, zawsze można pomóc w trudnej sytuacji, ale prezes wydaje się nieugięty.
- On tłumaczył to w zawiły sposób. Mówił o problemach gromadzących się przez lata. To było nieco enigmatyczne poruszanie wielu wątków na raz. Moim zdaniem, tutaj ważna jest dobra wola, której nie widziałam w rozmowie. W całej Polsce można zaobserwować urzędnicze podejście urzędnika. To działa na zasadzie: mnie obowiązuje litera prawa, dziękuję i do widzenia - zaznacza.
Z kolei prawniczka dodaje, że według relacji sąsiadów, 3-pokojowe mieszkanie ma zostać sprzedane na wolnym rynku. Adam Jaroch, prezes spółdzielni, odmówił komentarza Radiu Opole.
Zaoferowano jej nowy lokal, ale podobno w dużo gorszym stanie i bez wyposażenia koniecznego do opieki nad synem.
- Spółdzielnia działa zgodnie z prawem, ale nie ma tu krzty empatii - mówi Barbara Zwierzewicz, radca prawny zaangażowana w sprawę.
- Temat powinien zostać rozpatrzony raczej pod kątem moralnym. Jest niepełnoletnia córka i chory syn, więc uważam, że zarząd spółdzielni powinien zastanowić się nad realizacją wyroku. Ktoś powinien zadać sobie pytanie, czy nie ma innego sposobu na rozwiązanie tej sytuacji. Zdarzyło mi się pomagać kobiecie w bardzo podobnym położeniu, więc wiem, że są możliwości. Oby tylko skorzystano z nich w tym przypadku – dodaje.
Sprawą zainteresowała się Agnieszka Zakrzewska-Kubów. Radna opolskiej rady miasta rozmawiała z prezesem spółdzielni. Jej zdaniem, zawsze można pomóc w trudnej sytuacji, ale prezes wydaje się nieugięty.
- On tłumaczył to w zawiły sposób. Mówił o problemach gromadzących się przez lata. To było nieco enigmatyczne poruszanie wielu wątków na raz. Moim zdaniem, tutaj ważna jest dobra wola, której nie widziałam w rozmowie. W całej Polsce można zaobserwować urzędnicze podejście urzędnika. To działa na zasadzie: mnie obowiązuje litera prawa, dziękuję i do widzenia - zaznacza.
Z kolei prawniczka dodaje, że według relacji sąsiadów, 3-pokojowe mieszkanie ma zostać sprzedane na wolnym rynku. Adam Jaroch, prezes spółdzielni, odmówił komentarza Radiu Opole.