BILANS 2016 Zmiana warty
Są partie, w których wymiana liderów przypomina hardcorową wersje "Gry o tron". Przykładem może być opolski Sojusz Lewicy Demokratycznej, gdzie przez lata oglądaliśmy zaciekłe zmagania frakcji, które prowadziły do nieoczekiwanego upadku urzędujących baronów. Jerzy Szteliga, Andrzej Namysło i na finał Tomasz Garbowski, równie nieoczekiwanie wysadzony z siodła przez Piotra Woźniaka. Ostatecznym skutkiem tej rywalizacji była swego rodzaju samolikwidacja podczas ostatnich wyborów samorządowych i parlamentarnych. W rezultacie SLD jest, ale jakoby go nie było.
Inne partie okazały się być mądrzejsze. W opolskiej Platformie Obywatelskiej Leszek Korzeniowski, który kierował nią od początku i uchodził za polityka nie do pokonania, dość nieoczekiwanie sam zrezygnował z funkcji regionalnego lidera i starannie zaplanował sukcesję. Nie czekając na jakieś zjazdy wyborcze, odszedł w trakcie kadencji i tym samym oddał wybór lidera w ręce zarządu wojewódzkiego. Tu przepisy dotyczące przedterminowej sukcesji były jasne i wskazywały na senatora Piotra Wacha, który jednak zgodził się zrezygnować, by funkcję lidera mógł objąć namaszczony przez Korzeniowskiego marszałek Andrzej Buła. Nie wszyscy byli zachwyceni, nosem kręcił na przykład poseł Ryszard Wilczyński, w którym po zwycięstwie w wyborach obudził się instynkt lidera. Koledzy nie dawali mu jednak szans, jeden z byłych posłów powiedział nam nawet kiedyś, że były wojewoda, zawsze nieco sztywny i wyniosły, "ma w partii branie jak sanki w lecie".
Prawdziwy majstersztyk ma za to na koncie europoseł Sławomir Kłosowski, który zawsze potrafił zadbać o swoje wpływy. Przestał być regionalnym liderem, gdy został wiceministrem edukacji, bo takie przepisy obowiązują w PiS. Gdy odszedł z resortu, gładko odzyskał pozycję na Opolszczyźnie. Teraz, gdy trafił do Brukseli, z powodu tych samych wewnętrznych regulacji musiał zrezygnować z kierowania partią. Jego przeciwnicy spekulowali, że będzie mu trudno zachować wpływy w sytuacji, gdy wielu prawicowych polityków w regionie, także tych formalnie związanych z Prawem i Sprawiedliwością, zaczęło antyszambrować u wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Czas pokazał, że nie docenili Kłosowskiego, który sam wybrał swoją następczynię - wybrana przez niego poseł Katarzyna Czochara najpierw zastąpiła go w roli regionalnego pełnomocnika, co zależało od prezesa Kaczyńskiego, a potem gładko wygrała wybory w regionie. Kłosowski po raz kolejny pokazał, że nawet jeśli czasem musi się posunąć i oddać komuś kawałek pola, to panuje nad całością.
Prawdziwy majstersztyk ma za to na koncie europoseł Sławomir Kłosowski, który zawsze potrafił zadbać o swoje wpływy. Przestał być regionalnym liderem, gdy został wiceministrem edukacji, bo takie przepisy obowiązują w PiS. Gdy odszedł z resortu, gładko odzyskał pozycję na Opolszczyźnie. Teraz, gdy trafił do Brukseli, z powodu tych samych wewnętrznych regulacji musiał zrezygnować z kierowania partią. Jego przeciwnicy spekulowali, że będzie mu trudno zachować wpływy w sytuacji, gdy wielu prawicowych polityków w regionie, także tych formalnie związanych z Prawem i Sprawiedliwością, zaczęło antyszambrować u wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Czas pokazał, że nie docenili Kłosowskiego, który sam wybrał swoją następczynię - wybrana przez niego poseł Katarzyna Czochara najpierw zastąpiła go w roli regionalnego pełnomocnika, co zależało od prezesa Kaczyńskiego, a potem gładko wygrała wybory w regionie. Kłosowski po raz kolejny pokazał, że nawet jeśli czasem musi się posunąć i oddać komuś kawałek pola, to panuje nad całością.