Maszyny rolnicze z czasów PRL przedmiotem ostrego sporu. Nyska gmina szuka dokumentów sprzed lat
W nyskiej gminie wybuchł spór o maszyny rolnicze sprzed lat. Sąsiedzi się kłócą, alarmowane są organy ścigania. Problem sięga minionego systemu, kiedy z odpisu podatku rolnego kupowano maszyny potrzebne do produkcji rolnej i przekazywano w użytkowanie jednemu gospodarzowi, który miał je udostępniać innym.
Teraz, po latach, jedni drugim wyciągają maszyny ze stodół, są też posądzenia o zawłaszczanie sprzętu. Z kolei nyska gmina nie może się doszukać w swoich ewidencjach dokumentów sprzed lat.
- Badamy te sprawy, bo nie są jednostkowe, takie sygnały mamy z kilku wiosek. Kilkadziesiąt lat temu rolników nie było stać na nowy sprzęt, dlatego też sołectwa kupowały maszyny, którymi następnie dysponowała jedna osoba. Miała obowiązek o nie dbać i udostępniać je innym rolnikom. Wszystko było dobrze do czasu, gdy maszyna się zepsuła. Wtedy się okazywało, że jeśli wspólne, to niczyje. Teraz, po latach, pojawiają się poważne konflikty w wioskach właśnie na tym tle - mówi naczelnik wydziału rozwoju wsi w nyskim magistracie Zdzisław Martyna.
Naczelnik na polecenie burmistrza bada, jak duży jest to problem, szuka też dokumentów dotyczących przekazywania maszyn w użytkowanie określonym gospodarzom.
- Lata minęły, zmieniali się sołtysi, nie jest łatwo odtworzyć stare historie – mówi Martyna.
A taki relikt minionej epoki – w dobrym stanie – stoi od miesięcy na podwórku przed nyskim magistratem. To zdeponowany przez gminę sprzęt do chemicznych oprysków – przedmiot sąsiedzkiego sporu w jednej z podnyskich wiosek.
- Badamy te sprawy, bo nie są jednostkowe, takie sygnały mamy z kilku wiosek. Kilkadziesiąt lat temu rolników nie było stać na nowy sprzęt, dlatego też sołectwa kupowały maszyny, którymi następnie dysponowała jedna osoba. Miała obowiązek o nie dbać i udostępniać je innym rolnikom. Wszystko było dobrze do czasu, gdy maszyna się zepsuła. Wtedy się okazywało, że jeśli wspólne, to niczyje. Teraz, po latach, pojawiają się poważne konflikty w wioskach właśnie na tym tle - mówi naczelnik wydziału rozwoju wsi w nyskim magistracie Zdzisław Martyna.
Naczelnik na polecenie burmistrza bada, jak duży jest to problem, szuka też dokumentów dotyczących przekazywania maszyn w użytkowanie określonym gospodarzom.
- Lata minęły, zmieniali się sołtysi, nie jest łatwo odtworzyć stare historie – mówi Martyna.
A taki relikt minionej epoki – w dobrym stanie – stoi od miesięcy na podwórku przed nyskim magistratem. To zdeponowany przez gminę sprzęt do chemicznych oprysków – przedmiot sąsiedzkiego sporu w jednej z podnyskich wiosek.