Opole oddało hołd rodakom pomordowanym na Wołyniu i w innych częściach Ukrainy
Uczcili pamięć o ofiarach zbrodni wołyńskiej. Na placu Wolności w Opolu zorganizowano dziś (11.07) uroczystości z udziałem Kresowiaków, żołnierzy i lokalnych władz. Dokładnie 73 lata temu miała miejsce tak zwana krwawa niedziela.
Ukraińska Powstańcza Armia, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i ukraińscy cywile zaatakowali tamtejszych Polaków.
- Prawda historyczna musi wreszcie wygrać z poprawnością polityczną, bo przy każdym wystąpieniu w tej sprawie manipuluje się datami - mówi Irena Kalita, prezes opolskiego oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.
- Niektórzy mówią tylko o Wołyniu, ale przecież te zbrodnie miały miejsce nie tylko tam. Na Wołyniu faktycznie zamordowano 60 tysięcy osób, ale łącznie zginęło ponad 200 tysięcy Polaków. Czegoś takiego nie było nigdy wcześniej, bo pierwszy raz zniszczono niektóre rodziny na tyle, że one nie odtworzą się nigdy. Ginęli wszyscy – od nienarodzonego dziecka po starca - dodaje.
Zdaniem Ryszarda Czerwińskiego, który przyjechał do Polski z miasta Dubna w 1944 roku, mieszkańcy zachodniej części Ukrainy wciąż mają wiele niechęci wobec Polaków. - Tamte rzezi były tak straszne, że trudno uwierzyć w ich prawdziwość - wspomina.
- Nie używano broni palnej do zabijania swoich sąsiadów. Ukraińcy mordowali Polaków, ale często też swoich rodaków. Za narzędzie zbrodni służyła siekiera, widły, kosa i młotek szewski. Kiedy ktoś został trafiony nim w głowę, miał dziurę wielkości trzech centymetrów. To wyglądało jak zakład mięsny – porównuje.
W trakcie krwawej niedzieli oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, które podpalano po wymordowaniu ludności. Akcja była zorganizowana pod hasłem "Śmierć Lachom".
- Prawda historyczna musi wreszcie wygrać z poprawnością polityczną, bo przy każdym wystąpieniu w tej sprawie manipuluje się datami - mówi Irena Kalita, prezes opolskiego oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.
- Niektórzy mówią tylko o Wołyniu, ale przecież te zbrodnie miały miejsce nie tylko tam. Na Wołyniu faktycznie zamordowano 60 tysięcy osób, ale łącznie zginęło ponad 200 tysięcy Polaków. Czegoś takiego nie było nigdy wcześniej, bo pierwszy raz zniszczono niektóre rodziny na tyle, że one nie odtworzą się nigdy. Ginęli wszyscy – od nienarodzonego dziecka po starca - dodaje.
Zdaniem Ryszarda Czerwińskiego, który przyjechał do Polski z miasta Dubna w 1944 roku, mieszkańcy zachodniej części Ukrainy wciąż mają wiele niechęci wobec Polaków. - Tamte rzezi były tak straszne, że trudno uwierzyć w ich prawdziwość - wspomina.
- Nie używano broni palnej do zabijania swoich sąsiadów. Ukraińcy mordowali Polaków, ale często też swoich rodaków. Za narzędzie zbrodni służyła siekiera, widły, kosa i młotek szewski. Kiedy ktoś został trafiony nim w głowę, miał dziurę wielkości trzech centymetrów. To wyglądało jak zakład mięsny – porównuje.
W trakcie krwawej niedzieli oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, które podpalano po wymordowaniu ludności. Akcja była zorganizowana pod hasłem "Śmierć Lachom".