Inni walczą o utrzymanie linii kolejowych, a w Głuchołazach zabiegają o jej formalną likwidację
O powstanie drogi biegnącej śladem torowiska kolejowego zabiegają władze Głuchołaz. Problemem jest brak ministerialnej decyzji. Planowaną drogą przebiegałby ruch tranzytowy, który ominąłby centrum miasta. Byłoby to przedłużenie trasy wojewódzkiej z Nysy na czeskie Zlate Hory.
- To jeden ze sztandarowych pomysłów na tę kadencję – mówi Roman Sambor, wiceburmistrz Głuchołaz. – Czekamy na najważniejszą rzecz, którą jest decyzja ministra infrastruktury o formalnej likwidacji linii kolejowej. Mimo, że jest nieczynna kilkadziesiąt lat, że po powodzi w 2014 roku, tego torowiska już częściowo nie ma to wymagana jest jeszcze formalna decyzja. Zbiegło się to trochę w złym czasie z wnioskami kolejarzy do ministra o likwidację iluś tam linii kolejowych w całym kraju. Od roku czekamy na tę decyzję, żeby móc ruszyć z kopyta.
Ostatni pomiar natężenia ruchu przy sygnalizacji świetlnej w Głuchołazach wykazał, że przejeżdża tam kilkanaście tysięcy pojazdów na dobę. Jest to newralgiczne miejsc, gdzie krzyżują się m.in. dwie drogi do Czech. Licząca niespełna 800 metrów trasa średnicowa mogłaby przejąć nawet połowę tego ruchu, co rozładowałby korki i radykalnie usprawniło komunikację w tym mieście.
Ostatni pomiar natężenia ruchu przy sygnalizacji świetlnej w Głuchołazach wykazał, że przejeżdża tam kilkanaście tysięcy pojazdów na dobę. Jest to newralgiczne miejsc, gdzie krzyżują się m.in. dwie drogi do Czech. Licząca niespełna 800 metrów trasa średnicowa mogłaby przejąć nawet połowę tego ruchu, co rozładowałby korki i radykalnie usprawniło komunikację w tym mieście.