Sadownicy stracą na sankcjach. Będą kolejne?
– Sankcje dotykają producentów owoców i warzyw, może się zdarzyć, że inne grupy społeczne, czego nie życzę, też mogą być w tak kłopotliwej sytuacji. Dlatego pomóżmy sobie sami – zachęca Marek Frelich.
– Na rynku są obecnie tzw. jabłka deserowe, których się jeszcze nie przechowuje, dlatego ważne jest, by je skutecznie zbyć – dodał wiceprezes Izby Rolniczej.
Polacy mogą w pełni zrekompensować rosyjskie embargo, jedząc raptem dwa jabłka tygodniowo, problem z nadmierną podażą będzie bardziej widoczny w momencie, kiedy przeznaczone na eksport jabłka trafią na rodzimy rynek.
– Dwa jabłka tygodniowo to nie jest wielka liczba, która mogłaby spowodować ból żołądka. Myślę, że ta akcja wyszłaby wszystkim na zdrowie, bo musimy pamiętać również o warzywach. Bylibyśmy na pewno zdrowsi, gdybyśmy naprawdę podjęli wyzwanie i zrobili na złość Putinowi – zaznacza nasz rozmówca.
W naszym regionie trzech dużych dostawców jabłek funkcjonuje w Grudyni, mają infrastrukturę, przechowalnie owoców i współpracują z najpoważniejszymi grupami operującymi na rynkach międzynarodowych.
– Teraz kluczowe jest zapewnienie naszym sadownikom „miękkiego lądowania" po ograniczeniach na rosyjskim rynku poprzez ewentualne rekompensaty lub znalezienie alternatywnych rynków zbytu – dodał wiceprezes Izby. – Jakaś recepta musi być gotowa do przełomu września i października, kiedy kończy się sezon i pojawi konieczność magazynowania nadwyżki owoców.
W tym tygodniu są planowane intensywne rozmowy Polski z Brukselą o rekompensatach dla rolników w związku z rosyjskim embargiem. Producenci owoców i warzyw szacują straty na co najmniej 500 milionów euro. Bruksela już zapowiedziała, że jest gotowa pomóc, ale najpierw musi oszacować faktyczne skutki ograniczeń dla polskiego rynku.
Źródło: Rozmowa „W cztery oczy".
Posłuchaj wypowiedzi naszego rozmówcy:
Oprac. Jacek Rudnik (oprac. WK)