Jak mówi zaczęło się od etnicznych gangów (w tym, uwaga, także polskich), które powstały w emigrackich środowiskach w USA. Najliczniejsze były włoskie, przede wszystkim złożone z przybyszy z Sycylii, gdzie struktury mafijne funkcjonowały od dawna.
- Socjologicznym fenomenem jest to, że są i były tam akceptowane. To dla Sycylijczyków, którzy nie wierzą w skuteczność administracji czy sądów, ostatnia instancja, do której się można zwrócić o pomoc i sprawiedliwość - mówi nasz gość.
Gangi przekształciły się w zorganizowaną strukturę, z podziałem zadań i terytoriów, po wprowadzeniu prohibicji. Gangsterzy stwierdzili, że nie warto do siebie strzelać (choć bez incydentów się nie obeszło), skoro można zarobić potężne pieniądze na handlu alkoholem. Wystarczy przekupić policjantów i polityków. Syndykat, wymyślone przez żydowskiego hazardzistę i gangstera Arnolda Rothsteina, zbudowali Luciano i polski żyd Meyer Lansky.
Gdy prohibicję zniesiono, pojawiły się narkotyki. I zostały na dobre: dziś dostarczają ich bezwzględne kartele kolumbijskie i meksykańskie, ale także przemytnicy z Afganistanu, gdzie po wygnaniu talibów rolnicy znów obsiali pola makiem, z którego produkuje się haszysz i heroinę.
Jak mówi nasz gość, w Polsce zorganizowana przestępczość narodziła się w czasie gospodarczej transformacji. Prószków, Wołomin, gang Krakowiaka, w tle dawni esbecy i politycy. W czasach świetności polskie gangi miały znakomite kontakty z kartelami z Ameryki Południowej. Dziś nieco się schowali, mówi się o gangsterach "w białych kołnierzykach".