Dr Witold Potwora, ekonomista z Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu, stwierdził, że raport firmy PcW na temat braku pracowników jest o tyle wątpliwy, że wciąż mamy w kraju spore rezerwy siły roboczej, o czym świadczy fakt, że są powiaty - na przykład szydłowiecki - gdzie bezrobocie przekracza 20 procent. A to znaczy, że niekoniecznie musimy się posiłkować pracownikami z zagranicy, choć w sytuacji, gdy 2 miliony Polaków wyemigrowała, napływ Ukraińców jest czymś naturalnym. Potwora zauważył także, że nie należy się spodziewać masowych przyjazdów pracowników z krajów bardziej egzotycznych - takich jak Filipiny, o których było ostatnio głośno - bo Polska jest dla nich krajem kolejnego wyboru i raczej zdecydują się na inny unijny kraj.
Grzegorz Adamczyk z NSZZ Solidarność stwierdził, że cudzoziemscy pracownicy mogą być problemem, bo wypierają z rynku pracy Polaków. Podał przykład firm, na przykład w powiecie oleskim, gdzie skoszarowani na terenie zakładu pracy Ukraińcy stanowią ponad połową załogi. Jego zdaniem, w grę wchodzi tu dumping płacowy - pracodawcy wybierają cudzoziemców, bo płacą im mniej. W jego ocenie, urzędy pracy powinny bardziej przyłożyć się do aktywizacji długotrwale bezrobotnych Polaków.
Sebastian Koćwin z OPZZ zauważył, że cudzoziemscy pracownicy nie będą dla Polaków nieuczciwą konkurencją, jeśli będą egzekwować swoje prawa pracownicze. Dlatego też już pod koniec 2016 roku OPZZ doprowadził do założenia związku zawodowego Ukraińców pracujących w naszym kraju. Koćwin zwrócił też uwagę na to, że około 30 procent studiujących w Polsce Ukraińców chce u nas zostać (co także Adamczyk uznał za bardzo dobry trend, bo w grę wchodzą tu wykwalifikowane i zasymilowane kadry) a kolejne 30 procent planuje przyjeżdżać do nas co jakiś czas do pracy.