Nasz gość tłumaczy, że odejście Mniejszości Niemieckiej nie spowodowałoby kryzysu, bo radni PO i PSL nadal będą mieli większość w sejmiku i będą mogli sami rządzić Opolszczyzną. A Mniejszość Niemiecka zyskuje czas, by wzmocnić swój wizerunek przed wyborami samorządowymi. Jego zdaniem, nie ma ona żadnych zobowiązań wobec koalicjantów, wręcz przeciwnie, powinna mieć do nich uzasadnione pretensje.
- Co zrobili, gdy ważyły się losy Dużego Opola? Nic! - twierdzi. - Z tym projektem trzeba było walczyć w Radzie Europy. My nie mamy tam swojego przedstawiciela, ale nasi partnerzy mają. Ale nie zrobili nic, by nam pomóc w zablokowaniu tego katastrofalnego pomysłu.
Kroll skrytykował też pomysł zarejestrowania przez MN własnej partii politycznej.
- Jeśli już, to trzeba było to zrobić dwa, trzy lata temu - przekonuje. - Podobno w nazwie jest i większość, i mniejszość. To błąd. Nazwa powinna się odwoływać jednoznacznie do mniejszości i może jeszcze do naszej katolickiej tożsamości, naszej chadeckości.
Naszego gościa pytaliśmy także o pomysł wystawienia przez opozycję wspólnej listy do sejmiku. W jego ocenie to ryzykowna opcja.
- Jak by to miało wyglądać? W trzymandatowych okręgach po jednym kandydacie PO, PSL i Mniejszości Niemieckiej? - zastanawiał się głośno. - I taka lista na przykład w Strzeleczkach, gdzie PO i PSL nie mają wyborców?