Tkacz przypomina, że ordynacja w eurowyborach, jak żadna inna, premiuje naprawdę duże ugrupowania, które są w stanie zarejestrować listy we wszystkich 13 okręgach i uzyskać dobry wynik procentowy w całym kraju. Nie zgadza się z opinią (wygłoszoną na naszej antenie przez przedstawicieli koalicji Lewica Razem), że wystarczy przekroczyć 5-procentowy próg wyborczy, by wziąć udział w podziale mandatów.
- Mamy ich 52, a jeśli nie wyjaśni się na czas sprawa z brexitem, to 51. Podział mandatów zależy od wyniku w całym kraju, więc przekroczenie symbolicznego progu 5 procent naprawdę nie gwarantuje, że po przeliczeniu wszystkich głosów mandat trafi do któregoś z mniejszych ugrupowań - przekonuje.
Co ciekawe, wśród zgłoszonych komitetów (te akurat nie zostały zarejestrowane) były komitety wyborców jednego kandydata (!), jakby w grę wchodziły wybory do rady gminy a nie Parlamentu Europejskiego.
Oczywiście sama rejestracja komitetu nie oznacza jeszcze, że wystawi on swoich kandydatów. By to zrobić, musi zebrać 10 tysięcy podpisów w okręgu, gdzie chce wystawić kandydata. Co więcej, zarejestrowanie kandydata w jednym czy kilku okręgach nie gwarantuje sukcesu, bo - przypomnijmy po raz kolejny - głosy są zliczane na poziomie całego kraju.
- Nikogo nie chciałbym dyskredytować, ale w przypadku takich politycznych projektów szansa na sukces jest iluzoryczna - ocenia Tkacz.
Kandydaci mają być zarejestrowani do północy 16 kwietnia, czyli czasu na zbieranie podpisów jest mało. Ci startujący w okręgu 12, opolsko-dolnośląskim, będą rejestrowani przez komisję we Wrocławiu.