Po siedmiu miesiącach śledztwa Kowalczykowie przyznali się do winy.
Prokuratura oskarżyła ich o popełnienie przestępstwa opisanego w artykule 126 kodeksu karnego, który mówi o dokonaniu zamachu na funkcjonariuszy państwowych, za co groziła kara od 10 lat więzienia do kary śmierci.
Jerzemu zarzucono, że od 1968 r. do 5 października 1971 r. działał w celu wrogim PRL i chciał osłabić władzę ludową i wywołać zaburzenia. Po to gromadził materiały wybuchowe, przygotował wybuch i doprowadził do eksplozji. Straty spowodowane wybuchem oszacowano na 4 mln zł na szkodę WSP.
Ryszardowi zarzucono, że pomagał Jerzemu udzielając mu rad i wskazówek, ułatwiał przetopienie materiału wybuchowego i obliczał potrzebną siłę wybuchową.
Proces był typową pokazówką i przypominał sądy kapturowe z czasów stalinowskich. O ile o samej eksplozji praca publikowała tylko króciutkie wzmianki, a tyle relacje z sali rozpraw były już bardzo obszerne.
W Opolu nie było adwokatów, którzy chcieliby ich bronić. Żona Ryszarda Kowalczyka szukała obrońców, ale nie mogła ich znaleźć. Trafiła do żony Cyryla Ratajczaka. Ten się zgodził. Było dużo akt, więc chciał by bronił jeszcze ktoś. Uprosił kolegę z Warszawy, mecenasa Głodka. Jerzego bronił z urzędu nieżyjący już mec. Gutkowski.
– Sąd obstawiono licznymi siłami milicji. Dzisiaj w takich okolicznościach sądzi się najgroźniejszych gangsterów. Była szczegółowa kontrola przy wejściu. Inwigilacja wszystkiego co się działo dookoła. Dopiero później dowiedziałem się, że kontrolowano także mnie i moje mieszkanie – wspomina Cyryl Ratajczak, adwokat Ryszarda Kowalczyka.
Rozprawie przewodniczył sędzia Zygmunt Jaromin. Sąd Wojewódzki w Opolu 8 września 1972 r. wydał wyrok śmierci na Jerzego Kowalczyka i 25 lat więzienia na Ryszarda. Ten drakoński werdykt był w istocie zemstą reżimu za ośmielenie się i podniesienie ręki na władzę ludową. To miało być surowe ostrzeżenie. Jerzego pozbawiono praw publicznych na zawsze, a Ryszarda na osiem lat. Orzeczono również konfiskaty mienia. W przypadku Jerzego sąd uznał, że konieczna jest trwała eliminacja sprawcy ze społeczeństwa.
Nie pomogła rewizja złożona przez obrońców. 18 grudnia 1972 r. Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok.
– Sędziego, który przewodniczył składowi orzekającemu znałem długie lata. Gdy ogłaszał wyrok, trudno było przyjąć, że jest to jego własne przekonanie. Można to było odebrać tak, że proces przekraczał jego poczucie sprawiedliwości. Podobnie sprawa wyglądała w Sądzie Najwyższym, który podtrzymał wyrok – wspomina mec. Cyryl Ratajczak. – Miałem wrażenie, że sąd nie chce nadstawiać własnej głowy - dodaje.
Oprócz surowych kar, Kowalczykowie musieli także pokryć koszty naprawy zniszczonej auli, również te dopisywane w trakcie szacowania szkód. Ryszard Kowalczyk zakończył spłatę dopiero w 1988 r. Łącznie było to ponad 537 tys. zł. Jego prośba do ministra nauki i szkolnictwa wyższego o umorzenie należności została odrzucona.
Posłuchaj odcinka nr 9: