Na polu bitwy stoją po przeciwnej stronie barykady i strzelają do siebie z armat. Na co dzień od lat nie ma lepszych przyjaciół, jak nyscy legioniści z legionów polsko- włoskich i czeskie wojska rekonstrukcyjne ze Zlatych Hor oraz garda javornicka.
- Od Czechów wszystko się zaczęło. My, jako miłośnicy nyskich fortyfikacji, zaprosiliśmy w 2001 roku na seminarium do Nysy gardę zlatohorską i oniemieliśmy, widząc ich mundury, uzbrojenie i to, jak potrafią z entuzjazmem odtwarzać historię i zarazem bawić się. Zaczęliśmy ich podglądać, fotografować z ukrycia i wkrótce sami mieliśmy już stroje i broń. Wtedy wszystko było jeszcze nieudolne, nie było tak powszechnego Internetu, wzorców historycznych, dzisiaj się z tego śmiejemy, że wyglądaliśmy, jak clowni – mówi Krzysztof Herman.
Obecnie czeskie i nyskie wojska rekonstrukcyjne spotykają się zarówno na polach walk całej Europy, jak i prywatnie, po obu stronach granicy. Czesi najbardziej lubią odwiedzać nyskie fortyfikacje, którymi są zachwyceni, bo takiego skarbu u siebie nie posiadają.
- Bardzo nam fortów zazdroszczą, mówią, że gdyby mieli takie u siebie, to zrobiliby z nich „perełkę” – mówi Krzysztof Herman, który jest dzierżawcą Fortu II, prezesem Towarzystwa Przyjaciół Fortyfikacji i Komendantem Fundacji Twierdza Nysa.
Z komendantem rozmawiamy także o zagospodarowaniu fortu, planach na ten rok, współpracy z gminą, ale również o prywatnych pasjach i związkach z Czechami. Krzysztof Herman żartuje, że się „wżenił” w pół - czeską rodzinę, bowiem teść jest emerytowanym, czeskim policjantem, a teściowa – Polka, przez wiele lat była szefową przejścia granicznego. Teraz wszyscy mieszkają w Głuchołazach, zatem na pograniczu.
- Teść do teraz mówi tylko po czesku, ale rozumie język polski, teściowa mówi po polsku, ale rozumie czeski. A w mundurze legionisty chodzę nie tylko ja, także moje dzieci i małżonka. Najpierw była markietanką, teraz jest żołnierzem. Razem jeździmy na bitwy i parady – mówi Herman.