Trzy tygrysiątka, które urodziły się w opolskim zoo czują się dobrze i pomału zaczynają rozrabiać. Tygrysie maluchy to owoc skojarzenia pary - samicy Umy i tygrysa Diego. Jednak... między kocimi partnerami nie zaiskrzyło od razu.
Jak mówi Grzegorz Rolik, asystent ds. hodowlanych w opolskim zoo, Uma na początku była spokojna i zrównoważona, natomiast Diego grał pracownikom "na nosie" - nie chciał współpracować i raczej był obojętny na urok samicy, więc... tygrysich zalotów nie było.
- Wszystko jednak zmieniło się przy pierwszej rui, czyli mniej więcej w marcu. Wiadomo, zew natury, zapach, który samica wydziela w trakcie tego okresu rozrodczego spowodowały, że samiec się całkowicie zmienił w zachowaniu. Podporządkował się samicy i się w niej "zakochał". Ona raczej nie okazywała tych uczuć, to samiec bardziej starał się o jej względy.
To, co sprawia, że ta tygrysia rodzina jest wyjątkowa, to fakt, że na wolności żyje zaledwie około 500 tygrysów amurskich (syberyjskich). To gatunek krytycznie zagrożony wyginięciem.
- Te narodziny to fenomen na skalę światową - podkreśla Grzegorz Rolik. - Wczoraj (19.09) mieliśmy ważny dzień w ich życiu, bo według harmonogramu szczepień profilaktycznych zostały poddane zabiegom, którymi zajęli się nasi weterynarze. Cieszymy się, bo wszystko jest w porządku. Tygryski są zdrowe i w bardzo dobrej kondycji.
Małe drapieżniki zostaną w zoo w Opolu na pewno jeszcze przez 2 lata, a potem zostaną przeniesione do innych ogrodów zoologicznych, aby mogły się rozmnażać.