Powodem zabójstwa miał być dług i to, że ofiara nie chciała wyjść z domu. Oskarżony twierdzi, że nie zabił, tylko się bronił. W opolskim sądzie okręgowym ruszył proces 49-letniego Dariusza M., którego prokuratura oskarżyła o zabójstwo znajomego 46-letniego Mirosława Sz.
Do zbrodni doszło w lutym tego roku w jednym z mieszkań przy ulicy 1 Maja w Opolu. Oskarżony do winy się nie przyznał, bo twierdzi, że to była obrona konieczna.
- Nie przyznaję się. Działałem w obronie własnej. Przynieśli wódkę, siedzieliśmy, rozmawialiśmy i piliśmy. Upomniałem się, bo był mi winien pieniądze, a on mi mówił w kółko to samo. Że odda, odda, a nie oddawał. Powiedział, że u mnie będzie spał. Ja się na to nie zgodziłem. Zaczęliśmy się szarpać, ale on jest dużo silniejszy ode mnie i ja mu nie dawałem rady. Wziąłem nóż ze stołu i zacząłem go straszyć. Zaczął mnie łapać za ręce, zaczęliśmy się szamotać i stało się jak się stało - wyjaśniał przed sądem Dariusz M.
- Od tego się kłótnia zaczęła. Gdyby wstał i poszedł, to byłoby normalnie. Ja chciałem go tylko postraszyć nożem. On pomyślał, że ja mu nic nie zrobię, że to są żarty. Ja nie pamiętam, czy za pierwszym razem uderzyłem go z przodu czy z tyłu - odczytał wyjaśnienia Dariusza M. złożone na policji sędzia Mateusz Świst.
Ofiara miała na ciele kilkanaście ran kłutych, zarówno zadanych w brzuch, jak i plecy. W chwili zatrzymania oskarżony miał 2,5 promila alkoholu we krwi. Za zabójstwo grozi mu dożywocie.