Popularność programów prezentujących sympatycznych skądinąd facetów krojących brukselkę może być trudna do pojęcia dla normalnych mężczyzn, którzy zaglądają do kuchni tylko po to, żeby zrobić sobie drinka, ale coś w tym zjawisku musi być, skoro temat został podchwycony i spożytkowany przez polityków. Do Pawła Kowala gotującego ukraiński barszcz (uszka?) i naszego Kacpra Śnigórskiego (nic nie ugotował, bo przecież nie umie, ale co zjadł, to jego) dołączył w tym roku marszałek Andrzej Buła.
Temat nie jest nowy. Były już takie kuchenne przypadki, że media prezentowały polityków przy patelni, ocieplając (?) ich wizerunek. Marcin Ociepa, na przykład, w gustownym fartuszku, przygotowywał jajecznicę na użytek artykułu „Gazety Wyborczej”. Teraz dołączył marszałek Buła, który w mijającym roku postanowił wykorzystać media (społecznościowe, a jakże, patrz: Facebój) do… No właśnie: do czego? Poszedł dwutorowo, produkując filmiki, na których promuje atrakcje turystyczne regionu (typu kajak, osobiście też polecam), ale także takie, na których przygotowuje różne potrawy. Chciałbym napisać, że regionalne, ale w menu znalazły się krewetki, więc jednak odpuszczam. Marszałek – polityk trochę z gatunku „swój chłop” – uniósł problem medialnie, bo otwarcie stwierdził na naszej antenie, że kiedyś w Kluczborku prowadził pizzerię, więc zna się na gotowaniu/smażeniu/pieczeniu, więc w czym problem.
Ale temat chyba jest. Przed wyborami samorządowymi w 2010 roku media pisały o tym, że gazety pełne są „artykułów” (cudzysłów nieprzypadkowy) o unijnych inwestycjach finansowanych z unijnych pieniędzy, które ilustrowały fotki samorządowców z rządzącej akurat PO. Niby nie było jeszcze kampanii wyborczej, żadne przepisy nie zostały złamane, ale pewien niesmak został.
Krewetki marszałka (znana potrawa regionalna, jak rolada z modrą) to nie jedyny problem, zarzuty nadużywania 800-lecia Opola do promocji własnej osoby spotkały także prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego (radny Krzysztof Drynda z teoretycznie proprezydenckiego klubu Razem dla Opola mówił o pewnym „wiśniocentryzmie”), ale z drugiej strony: kto rządzącemu zabroni? A ponieważ mamy Sylwestra, to wypada zapytać: kto leci do sklepu po wiśniówkę? Bo wykupią.