Podatnik sponsoruje mobilnego posła
No fakt, jak macie pamiętać jedną gruszkę, skoro rząd zawiesił ich cały worek.
Ale ta konkretna grucha nazywała się: laptop dla każdego ucznia. Właśnie spadła z wierzby i się roztrzaskała, obryzgując nasze nogawki owocową pulpą.
Nikt, kto potrafi mnożyć, nie miał zresztą najmniejszych wątpliwości co do tego, że państwa polskiego nie stać na taki prezent, więc zapowiedź i tak należało traktować od początku jako bajer, którym Donald Tusk zaleca się do elektoratu. Kit wart mniej więcej tyle, ile obietnica małżeństwa złożona w stanie nietrzeźwości spalonej w solarium blondynce przez starszego o 20 lat jubilera z mercedesem i temperamentem.
Ale - non omnis moriar – coś jednak z tej idei rządowej zostało. Bo choć nie będzie już laptopów dla każdego ucznia, to będą i-pady - dla każdego posła.
"Mobilny poseł" taką nazwę nosi akcja kancelarii Sejmu, po której każdy parlamentarzysta zostanie wyposażony w nowoczesny tablet - iPad 2 - od Apple'a, bo od kogóżby innego?
500 iPadów w najmocniejszej konfiguracji - bo polski parlamentarzysta ceni sobie jakość - trafi do Sejmu już w tym kwartale. iPady mają pomagać posłom w codziennej pracy: będę między innymi wyposażone w specjalną aplikację, ułatwiającą elektroniczny obieg dokumentów. Choć jak znam polskich polityków, i tak będą one wykorzystywane do biegania po fejsbuku, jutubie i stronach dla dorosłych. A posłowie lewicy nie będą już musieli skrywać wstydliwie przed posłami prawic papierowych płacht tygodnika „Nie”, bo sobie go poczytają na i-padzie.
Koszt takiego urządzenia to 3 tysiące złotych. Przy zarobkach posłów, kwota niezbyt oszałamiająca, więc mogliby oni sobie kupić te cacka za własne pieniądze. Ale przecież nie po to zostaje się władzą, żeby nadwerężać własne oszczędności. Niech płaci podatnik.
A jak podatnik zacznie marudzić, to mu władza wyda komendę: siad! Albo nawet: pad! A raczej: aj-pad!
Posłuchaj felietonu: