A u nas wciąż Bizancjum...
Szary Polak, który chciałby zobaczyć tę kopaninę na żywo, musiał się zapisać do specjalnej loterii, a potem modlić się do Boga i jak miał szczęście, wydrapać jeszcze z portfela ponad tysiąc złotych za prawo do siedzenia na stadionowym ergonomicznym krzesełku. Ergonomicznym, znaczy dopasowanym do pośladków i kości ogonowej.
A teraz przeskoczę o kilka tonów wyżej...
Przedstawiciele środowisk skrajnie patriotycznych hołdują przekonaniu, że Polska wciąż pozostaje w strefie politycznych wpływów Rosji, że nadal realizuje jej interesy, że nieprzerwanie jest pod jej okupacją, z tym, że teraz już taką bardziej aksamitną.
Oczywiście, sporo w tym egzaltacji, przesady i panikarstwa, ale także szczypta troski o ojczyznę i – tak, tak – mądrości historycznej, bo tylko ktoś bardzo naiwny może sądzić, że agresywne mocarstwo tak łatwo zrezygnowało ze swych ambicji i… siatki agentów.
Zostawmy jednak na boku te rozważania geopolityczne, bo choć niezbędne jako wstęp, to w porannym felietonie przypominają trochę serwowanie golonki na śniadanie. Skupmy się na psychologiczno-obyczajowym aspekcie zjawiska. Otóż, choć szczycimy się przynależnością do demokratycznego Zachodu, nasza klasa polityczna wciąż mentalnie tkwi na Wschodzie. Na naszych urzędowych i partyjnych dworach – tych stołecznych i tych gminnych – wciąż więcej elitarnych obyczajów i przywilejów rodem z Bizancjum niż równości rodem z egalitarnych zachodnich demokracji. Pozycja na kolanach, pochylony tułów i energiczne ruchy głową – to nie scena z filmu porno, lecz symboliczny portret takiej postawy, wyrażającej się w czołobitności wobec swego pana lub w wersji light – gorliwemu mu potakiwaniu.
Wciąż więcej w polskiej polityce wypasu niż skromności. Wciąż więcej strachu przed przełożonym niż rzeczowej z nim dyskusji. Wciąż zbyt wiele popierania tylko swoich. Wciąż zbyt wiele buty, nieliczenia się z opinią ludu, a także pogardy do poddanych.
I właśnie ta pogarda uwydatniła się w rozdawnictwie biletów na Euro niczym plama z buraczków na białym obrusie. Żeby tylko z buraczków...
Posłuchaj felietonu: