Rak biurokracji
Nie ma chyba bardziej celnego porównania dla pustych działań państwa, niezależnie od tego, czy się ono nazywa PRL czy RP, którykolwiek by ona nosiła aktualny numer.
Mam zatem świeżutki felietonowy przykład na takie problemów rozwiązywanie. I znów według tego samego schematu: najpierw stworzyć sobie kłopot, a potem budować mechanizmy do jego rozwiązywania, przedstawiając to jako przejaw gospodarskiej troski.
Niedawno ministerstwo infrastruktury pochwaliło się, że utworzy nowych 500 etatów. 500 etatów to kropla w morzu polskiego bezrobocia, ale na bezrybiu i rak ryba. Tyle, że jest to rak... biurokracji. Te 500 miejsca pracy to etaty kontrolerów – w policji, służbie celnej, inspekcji drogowej – którzy będą pobierać tak zwanego e-myto, jakie od lipca będą uiszczać kierowcy ciężarówek i autobusów za to, że będą mogli jeździć polskimi – pożal się Boże – autostradami i – teraz Boże zapłacz – polskimi drogami ekspresowymi. Dotychczas kierowcy używają winiet, płacąc za przejazdy wygodnym ryczałtem, ale państwo musi się przecież unowocześniać. Musi być on-line...
E-haracz... przepraszam... e-myto... Jakże nowocześnie to brzmi, jakże informatycznie... Jakże przyszłościowo. Tylko nagle to, co miało być nowoczesne, wymaga większych nakładów pracy: dodatkowych etatów, kontroli, nadzoru... To tak, jak z nowoczesnym systemem komputerowym w biurze: ma pomóc i unowocześnić, a jest tylko powodem mitręgi, nerwów i dodatkowych wydatków na etaty dla informatyków.
Sprawa była prosta jak drut, więc ją zapętlono w kłębek. Teraz ten kłębek będą rozsupływać za nasze pieniądze kontrolerzy, a wszystko zostanie przedstawione jako postęp i troska o nas. To właśnie miał na myśli niezastąpiony Stefan Kisielewski, świeć Panie na jego oświeconą duszą.
Posłuchaj felietonu: